Kiedyś słyszałem w jednej z kampanii medialnych typu bezpieczeństwo na drodze hasło typu: „2h jazdy, lub 100km”. Chodzi oczywiście o to, by zatrzymać się choć na chwilę po przejechaniu tego odcinka, ewentualnie zrobić krótki postój po około 2h jazdy.
Po co?
Znam kierowców – takich typowych maratończyków – którzy lubią wystartować na Pomorzu a zatrzymać się dopiero w Bieszczadach, dla których jakimś tam wyznacznikiem ideału jest jak najkrótszy całkowity czas przejazdu. Powiem Wam, że nie podzielam takiego podejścia.
Oczywiście fajnie jest „oszczędzić czas” i być na miejscu jak najwcześniej, z drugiej strony efekt znużenia, przynajmniej w moim przypadku, jest odczuwalny i groźny. Kiedyś zaliczyłem bardzo niebezpieczny wypadek (z mojej winy), ponieważ nie posłuchałem tego co mówi mi organizm, za to słuchałem dobrych „doradców” podkręcających mnie w stylu. „Co ty… żartujesz… już zmęczony… inni faceci spokojnie dają radę!”.
Po tej sytuacji mam dość zdecydowane i bezwzględne podejście do „dobrych doradców” w roli pasażerów, wchodzących mi na ambicję w czasie jazdy. Najpierw jest to spokojne wyjaśnienie sytuacji, ale jeśli nie pomaga – potrafię zachować się bardziej stanowczo i nie zawsze miło dla „doradców” kierowcy.
Bo oczywiście o jeździe najwięcej wiedzą osoby, które jeżdżą mało, albo w ogóle.
Kubek kawy na postoju nie zaszkodzi 😉
Co Ty myślisz na ten temat? Jaki Ty masz styl jazdy? Napisz!
Nie raz i nie dwa korzystałem z automatycznej myjni samochodowej. Bo przy okazji, bo wygodnie, bo… nie ważne. Nie raz jednak się wkurzałem na to, że auto w jakiejś części było niedomyte. No trudno… przepadło… automat to tylko automat, nie domyje, ale chociaż auto w części odświeżone.
Zaraz… zaraz… ale dlaczego mam się godzić na niedomycie auta? Bo tak się przyjęło? Przecież np. pakiet max, który wziąłem dziś za 20 zł to w końcu wydany pieniądz!!! Dziś się wkurzyłem na ostro, bo automat naprawdę nie domył auta, nie tak znów brudnego, o nie… to przesada.
Idę do sprzedawczyni, ta do kierownika, oglądają samochód, piszemy reklamację, pismo minuta, składam podpis – jest uzyskane powtórzenie mycia! Po powtórnym przejechaniu już jest jako taki, wystarczy…
Dziwi mnie to tylko, że wcześniej na to nie wpadłem, a nie raz nie byłem zadowolony z efektów. Jaki problem iść do kierownika i upomnieć się o swoje – zwrot kosztów albo powtórzenie mycia. To mi się w końcu należy za wydane pieniądze – czyste auto, a nie jakiś syf.
Ty też upomnij się o swoje w takim przypadku. Grzecznie, z kulturą, oczywiście… w końcu za to płacisz!
Dzisiaj lekko przebudowuję index/archiwum blogów i w ramach remanentu chciałbym Was zaprosić na 3 motoryzacyjne wpisy. Poniżej krótko, jasno i na temat 😉
Dzisiaj coś o szybkiej jeździe samochodem, a może bardziej coś o myśleniu. Moim zdaniem na trasie nie wystarczy szybki samochód, potrzebny jest też mózg. Może zatem zamiast przymusowych szczepień, rząd wprowadziłby obowiązkowe dawki kwasów omega3 i lecytyny, by naród sprawniej myślał – szczególnie na trasie myślenie uratowałoby więcej istnień ludzkich, niż szczepionki? Hah…
Dziś na trasie. Okolice Torunia. Wąska droga, przede mną dwa TIRy, za mną koleś w rodzinnym vanie, typowy piwny tatuś z rodziną. Jedzie i mało się nie zesra (niech ewentualne damy czytające to wybaczą mi język) by wyprzedzić od razu 3 auta, mnie i dwa TIRy. Ciśnienie mu skacze, co chwila się wychyla. Kiedy odstęp między mną a TIRem robi się duży, włazi mi tuż na 4 litery, próbuje podpędzać, w końcu zdobywa się na szalony manewr, ale nie daje rady wyprzedzić, bo coś wyskakuje zza zakrętu na przeciwko. Ledwo udaje mu się wcisnąć między 2 TIRy. Na pewno zmusza auto z naprzeciwka do zdecydowanego hamowania, nie ma tu gdzie uciec.
To wszystko na około 2km przed miastem – węzłem komunikacyjnym łączącym kilka tras, gdzie i tak każdy rozjedzie się w swoją stronę. Uzysk czasu śladowy, ryzyko zbyt duże. Ja o tym wiem, więc nie siłuję się z dwoma TIRami tuż przed węzłem komunikacyjnym. Z dużym prawdopodobieństwem one „znikną” mi sprzed nosa i tak się też stało teraz.
Sytuacja dwa. Obwodnica Rawicza.
Strasznie nędzna nowa droga, szczególnie niebezpieczna do wyprzedzania, o czym świadczą co jakiś czas lokalne wiadomości… wąska droga na wysokiej skarpie, w większości bez barierek ochronnych. Wypadek tamże niemal równa się zgon. Projektanta tej drogi powinno się pozbawić prawa do wykonywania zawodu i publicznie wychłostać, albo coś w tym stylu. Na to badziewie, pseudoobwodnicę, poszły miliony.
Osobnik kolejny, niemal klon osobnika z syt. 1., coś a’la van i Pan z wąsem w latach czterdziestych. Tym razem tylko jeden TIR i ja za nim, koleś zachowuje się identycznie, wychyla się, siedzi mi na ogonie, próbuje podpędzać, w końcu zbiera się i ledwo, ledwo kończy manewr wyprzedzania (widać brak momentu obrotowego w jego aucie), leci prawie na czołówkę. To się dzieje ok 300-400m przed zjazdem na węzeł komunikacyjny przy S5. Gość zjeżdża na 4-pasmową S-kę w kierunku Leszna, gdzie ew. wyprzedzanie nie jest jakimkolwiek problemem…
Naprawdę trzeba mieć ostro na****e do łba, aby robić taki manewr, w takiej sytuacji. Spokojne poczekanie za dwoma autami z przodu do zjazdu to kilkanaście-kilkadziesiąt sekund więcej w całej trasie.
Nie rozumiem tego braku elementarnego myślenia i świadomości zachowania się i płynności ruchu w ogólności…
Większość moich znajomych, szczególnie ci robiący relatywnie małe przebiegi, zwlekała z wymianą opon prawie do Wielkanocy. Ma to sens. Ewentualne nadmierne zużycie opon zimowych przy okazjonalnym wożeniu się jest relatywnie niewielkie, kolejki, cały ten czas spędzony u wulkanizatora kiedy wszyscy na raz rzucają się do wymiany, to masakra.
U mnie nadszedł już czas nie tylko na wymianę opon, ale i wymianę opon tak w ogóle, stare letnie nie nadawały się już do ponownego założenia. Zdecydowałem o zakupie opon wielosezonowych.
Liczba rzeczywiście śnieżnych dni w mojej okolicy to w tym roku 2, rok temu zaledwie 1 dzień, przy czym po południu, kiedy używamy samochodu, trasy były już ładnie odśnieżone i zasolone. Nie uprawiam sportów zimowych i w góry nie jeżdżę, nie ma przebiegów w miejscach, gdzie trasa jest zaśnieżona. Nie widzę tu uzasadnienia do zakładania zimówek.
Używanie opon wielosezonowych latem to zapewne odrobinę większe spalanie, ale przy moich, relatywnie niewielkich przebiegach, nie jest to bolący temat. Więcej oszczędzę na kosztach przekładania opon 2x do roku i jeżdżenia do garażu do rodziny, by zdeponować jedne opony, zabrać drugie.
Dobrej klasy niemieckie opony uniwersalne, także według mnie będą lepsze niż tańsze opony zimowe i drugie tańsze letnie. Zamiast dwóch kompletów relatywnie słabych opon wolę jeden, za to porządny.
Jeżdżę dość ostrożnie, nie obawiam się rzekomo gorszych parametrów hamowania, z resztą tu wszystko zależy w jakich warunkach są przeprowadzane testy. Kolega Andrzej np. mnie ostrzega, że zimą, na mokrej drodze, zimówki wcale nie sprawują się zbyt idealnie…
Czas pokaże. Koszt mojego obecnego kompletu z wymianą to 2500 zł.
Akceptowalnej klasy opony sezonowe do mojego auta to okolice 2000 zł. Dwie zmiany to zatem 4000 zł. Koszt przekładki alusów z powietrzem to 80 zł z azotem 100 zł, ponoszony 2x w roku.
Jak wiecie, tematy samochodowe należą do moich (i nie tylko) ulubionych tematów na blogach, dlatego przy okazji powrotów ze Świąt, wyjazdów na Sylwestra, potem długi weekend 3 Króli, a wkrótce na Ferie zimowe chciałbym podjąć temat bezpieczeństwa – a szczególnie widoczności.
O ile wszyscy pamiętamy o oponach zimowych, to jadąc przez Polskę widzę, że wielu ludzi nie dba o widoczność swojego auta, zarówno „czynną” jak i „bierną”.
O co chodzi? Po pierwsze weź i umyj swoje auto przed dłuższą trasą. Nie trzeba tutaj żadnej fikuśnej kosmetyki, ponieważ auto po długiej zimowej trasie i tak będzie całe brudne, przynajmniej pokryte szaro-błotnistym nalotem z solonych dróg, itp.
Wystarczy myjnia ręczna, bezdotykowa. Wrzucasz 5 zł. Ok. 2 zł to dwukrotne obejście auta ze środkiem myjącym, 3 zł na dokładne spłukanie. Auto nie będzie idealnie sterylne, ale nie o to tu chodzi.
Ważnym elementem jest przejrzystość szyb. Często widzę na trasie auta ubłocone tak, że np. tylna szyba to tylko wąski skrawek oczyszczonego szkła, gdzie akurat jest zasięg wycieraczki i de facto +50% szyby jest nieprzejrzyste. Czyste boczne szyby też się przydają, zapewniają lepszą widoczność w obrębie 360 stopni a przednia szyba też nigdy nie będzie w 100% oczyszczona przez wycieraczki.
No tak, w długiej trasie to idzie zrozumieć… (choć w sumie jaki problem na dłuższym postoju, kiedy żona pije kawę na stacji, a dziecko wsuwa ciastka, wjechać na najtańszy program na stacyjnej myjni???) …ale widzę, jak niektórzy z premedytacją wyjeżdżają takimi obłoconymi autami w dłuższą trasę. Niemądre.
Ubłocone, brudne auto zlewa się z zimową aurą i szarością drogi – nie jesteśmy aż tak dobrze widziani, a jeśli przypadkiem zapomni się załączyć świateł, to skuteczny „kamuflaż” gwarantowany.
O przybrudzonych, czy zabłoconych reflektorach i światłach tylnych nie muszę chyba pisać. To jest oczywistość. Poprawa czynnej i biernej widoczności. Jeśli jesteśmy w trasie i zatrzymujemy się na stacji, choćby za potrzebą czy na szybką kawę – warto reflektory przetrzeć myjką i papierowymi ręcznikami. Na każdej stacji przy dystrybutorze powinna być zimą myjka. Jeśli woda w niej jest brudna – poproś pracownika stacji o wymianę. Na pewno nie odmówi.
Reflektory w starszym aucie warto co 2-3 miesiące umyć (uwaga! to nie żart) starą szczoteczką i pastą do zębów i zawoskować, zapastować oraz dokładnie wypolerować na wysoki połysk. Przez jakiś czas mamy reflektory jak nowe, ale to już temat na osobny wpis… pokażę Wam to kiedyś.
Polska od lat zajmuje najgorsze notowania pod względem paskudnej jakości powietrza, którym oddychamy. Według ostatnich danych, rocznie przedwcześnie umiera 45 tys. osób z powodu chorób spowodowanych paskudną jakością powietrza. Nawet gdyby te dane były naciągane przez środowiska pro ekologiczne i innych żądnych sensacji dziennikarzy i podzielilibyśmy te dane przez dwa albo nawet przez cztery, to okaże się że największym zagrożeniem nie są ani wypadki drogowe ani przestępczość, tylko właśnie paskudna jakość powietrza.
Przyczyny takiego stanu rzeczy są następujące w latach przed rokiem 89 i krótko po Polska miała bardzo dużo przemysłu ciężkiego. W tamtych czasach nikt poważnie się nie przejmował zanieczyszczeniami powietrza, na kominach nie było żadnych filtrów, a surówkę w hutach nierzadko wylewano na powietrzu. Tereny Górnego Śląska były niezwykle skażone, do dzisiaj na Górnym Śląsku jest większa zachorowalność na nowotwory i inne choroby układu oddechowego. W latach 90 nastąpiła stopniowa deindustrializacja oraz zaczęto instalować elektrofiltry, instalacje odsiarczające, a niedawno instalacje redukujące tlenki azotu. Poziom zanieczyszczeń przemysłowych spadł i obecnie wynosi nie więcej jak 15-20 procent poprzedniego stanu.
Co zatem nas tak truje? jakiś nawiedzony ekolog powiedziałby pewnie – samochody – tak jest to znaczące źródło zanieczyszczeń wynoszące ok. 30 proc. lub lekko poniżej, w zależności jaki region kraju bierzemy pod uwagę i jest to pewien problem, którym w dalszej kolejności należało by się zająć, szczególnie w największych polskich aglomeracjach, ale nie dajmy sobie wmówić, że stare samochody są aż tak trujące, bo to nieprawda. Już 15 i więcej lat temu były katalizatory oraz zawory EGR, z resztą słynna afera z dieslami koncernu VAG pokazuje, że nowe auta wcale aż takie czyste nie są.
Największy problem to nie jest ani problem starych samochodów, ani jakże strasznych elektrowni węglowych, które dzisiaj nie są już takie straszne i z kominów wylatuje głównie para wodna oraz CO2, które to nie jest szkodliwe dla człowieka w bezpośredni sposób. Problem numer jeden, przez który to powietrze jest w takim stanie, to ogrzewanie budynków, to odpowiada za większość zanieczyszczeń w naszym kraju w zależności od regionu do 70 proc. Większość budynków jest ogrzewana węglem i to wariant optymistyczny, bo oprócz węgla spala się coś, czego absolutnie nie powinno się spalać – węgiel brunatny, muły węglowe, miały najgorszej jakości. Większość pieców to tzw. kopciuchy nie spełniające żadnych norm. Coś absolutnie karygodnego – spalanie plastików, śmieci wszelkiej maści, to odpowiada za wielokrotnie przekroczone normy PM10,PM2,5 oraz rakotwórczego benzopirenu. Nie jest to wyłącznie problem dużych aglomeracji miejskich. Słynny już Kraków ma coraz lepsze powietrze, są już widoczne pierwsze efekty walki ze smogiem. W ścisłym centrum Krakowa nie pali się już węglem, a do roku 2019 zakaz ma objąć całe miasto. Kraków jest liderem walki ze smogiem i złą jakością powietrza. Jednak problem ten dotyczy też miast małych oraz wsi. Na wsiach w piecach od czasów dziada-pradziada ląduje wszystko i nikt się tym nie przejmuje.
Ustawa antysmogowa została już wprowadzona. Samorządy mają możliwość zakazania spalania określonych paliw, ale jak na razie jest to fikcja i pusty zapis. Problem doraźnie można rozwiązać zakazując sprzedaży najgorszych paliw oraz pieców niespełniających żadnych norm. Musi zmienić się mentalność ludzi – to jest najtrudniejsze. Ludzie muszą zrozumieć, że palenie śmieci i innych cudów szkodzi wszystkim. Dobrym pomysłem jest termomodernizacja budynków – to każdy może na własną rękę wykonać, jest to koszt, ale jest to opłacalne w dłuższej perspektywie czasowej. Budynków z kiepską lub bez izolacji niestety nie brakuje w PL.
Stare samochody w mniejszym stopniu, ale też przyczyniają się do kiepskiej jakości powietrza. Mamy obecnie 16 mln pojazdów w PL – Ja ten temat rozwiązał bym w prosty sposób, żadnych śmiesznych stref, jak to jest w Niemczech, tylko sprawa taka – 15 letni samochód ma katalizator, niestety po 100 tys. km, czasami więcej. już KAT nie działa i należało by go wymienić . Mój pomysł jest taki, żeby auta starsze niż 12 lat przechodziły dokładniejsze przeglądy pod kątem emisji spalin. Jeżeli KAT już nie działa lub został wycięty, bo większość starych aut ma wyciętego KATA – to obowiązkowa wymiana KATA. Auta palące olej tak samo były by usuwane z ruchu przynajmniej do czasu naprawy. Dalej – promowanie samochodów elektrycznych, choćby przez zniesienie VATu i akcyzy oraz budowa darmowych miejsc parkingowych. Dobrze zaplanowana komunikacja publiczna oparta na pojazdach elektrycznych. Mamy w PL dużą innowacyjna firmę która produkuje autobusy elektryczne oraz trolejbusy. Ciekawym pomysłem na odkorkowanie miast jest budowa dużych, bezpiecznych parkingów buforowych na obrzeżach miast i połączenie takiego parkingu z miastem komunikacją miejską, najlepiej darmową. Np. zostawiamy auto na parkingu przed Warszawą i dalej jedziemy metrem lub tramwajem – oczywiście korzystanie było by dobrowolne.
Przestawienie ruchu tranzytowego na kolej – wystarczy zbudować terminale i TIRY zamiast jechać przeciążonymi autostradami jechały by na platformach kolejowych. Jest to jak najbardziej wykonalne, spowodowałoby to także zwiększenie ilości miejsc pracy na kolei i jej ponowny renesans.
Poprawa jakości powietrza jest możliwa wymaga tylko dobrej woli rządzących oraz nas samych.
Co Ty o tym myślisz? Napisz w komentarzach poniżej.