Ikea, Wrocław… 7 powodów dlaczego nie lubię Ikei?

Kilka wpisów temu chwaliłem się Wam moim modnym, skandynawskim biurkiem…

Modne, skandynawskie biurko…

 

… oczywiście chodziło o komplet mebli z Ikei, której, mimo wielkich starań i próby przekonania się do tematu, nie lubię i chyba już nie polubię.

Dlaczego?

Podczas mojego ostatniego wypadu do sklepu Ikea we Wrocławiu miałem następujące przygody…

  1. Kiedy poprosiłem sprzedawcę na ekspozycji o pokazanie mi drogi do stoiska z lampami, nakazał mi „przepisowo” przejście całości wijącego się labiryntu... do końca i po prawej. Tymczasem 20x szybciej mogłem wejść od strony kas. Sprzedawca to wiedział – dlaczego z premedytacją wysłał mnie na maraton przez całą ekspozycję?
  2. Ekspozycja to majstersztyk marketingu i merchandisingu (przyznaję to), ale dla mnie – konkretnego praktyka – idiotyzm w czystej postaci. Jeśli chcę dojść na stanowisko X muszę przejść cały, długi, wijący się labirynt ekspozycji (potworna strata czasu). W dodatku przejście jest zbyt wąskie – non stop ocieranie się o kogoś…
  3. Kiedy na magazynie poprosiłem o pomoc – inny sprzedawca popatrzył ma mnie jak na debila i odburknął coś w stylu: „widzi Pan, tam jest terminal, niech sobie Pan sam poszuka towaru” – kiedy powiedziałem, że jestem tu pierwszy raz od dawna… i mimo wszystko proszę o pomoc, z miną wielce poirytowaną, dość zdawkowo pokazał mi jak się szuka towaru. Miałem jednak wrażenie, że koleś ma wielki ból, że musi mi pomóc. Jak można nie znać systemu?
  4. Na części gastronomicznej stanąłem z sałatką warzywną nie po tej stronie symetrycznej kasy, to jakiś patent, że z lewej kasuje się słodycze z prawej gastronomię, tylko która to lewa, a która prawa, skoro kasa jest symetryczna? Mimo, że było pusto – pani, która kasowała zdenerwowała się moim błędem… szybko, tylko szybko bo nas monitoring zobaczy i będziemy mieć problemy…. rzekła ściszonym głosem… Poczułem się przez chwilę jak intruz i złodziej…. zaraz, zaraz… przecież właśnie zapłaciłem za moją sałatkę!
  5. Kiedy po posiłku wszedłem na sklep ponownie, bo okazało się, że muszę dokupić jeszcze jeden element straciłem około 35 minut stojąc do kasy. Masakra. Czy tak bogaty sklep nie może zatrudnić trochę więcej ludzi, tak aby wszystkie kasy pracowały w weekend?
  6. Kiedy doszedłem do kasy, po 35 minutach, okazało się, że akurat w tej kasie mogę zapłacić tylko kartą płatniczą – zero gotówki. Gdybym akurat nie miał czegoś na karcie, musiałbym stać kolejne pół godziny do „właściwej” kasy, Z końca kolejki oznaczenie kasy bezgotówkowej było zupełnie nie widoczne.
  7. Obsługa klienta na fakturach była dosyć niemiła, jakaś blondyna z obsługi centralnie opieprzyła mnie, za to, że nawet mając wydrukowany numerek bez wyraźnego wezwania podszedłem do jej stanowiska. Powiedziałem co myślę… kurcze, ludzie, zluzujcie! Czy to jest Oflag dla polskich jeńców wojennych, czy robienie zakupów?

Moje podsumowanie? Ten sklep nie jest ludzki, to jest machina – system zakupów, którego musisz się nauczyć i którego musisz przestrzegać w myśl zasady Ordnung muss sein. Wszystko jest tam poukładane i ma swoje miejsce, nie ma jednak miejsca dla klienta, nieobeznanego w systemie, człowieka takiego jak ja i Ty, który wydaje się przeszkadzać w idealnym funkcjonowaniu tego sterylnego Disneylandu. Jeśli sam się nie zorientujesz w swoim położeniu to „miła inaczej” obsługa z chęcią pokaże Ci twoje miejsce w szeregu…

O Ikei także tutaj:

Ikea we Wrocławiu (Bielany Wrocławskie) – moje wrażenia

 

Exit mobile version