…czyli jak zaoszczędzić ok. 150 zł na urodzie.
Dostałam kiedyś paczkę świąteczno-reklamową od lokalnej firmy kosmetycznej. Całkowicie przypadkiem, ot – przeznaczyli część budżetu na podarki dla instytucji, z którymi współpracowali i znalazłam się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze.
W paczce były kremy ujędrniające, antycellulitowe, peelingujące, pięknie zapakowane. Z ciekawości sprawdziłam cenę w internecie i oczy stanęły mi słupka. Każdy słoiczek powyżej 100 zł, niektóre z dużymi górkami. Efektów rzucających na kolana nie zauważyłam, ale może dlatego, że słoiczki były za małe na pełną zalecaną kurację. Jednak co mnie zastanowiło, w składzie znajdowała się kofeina i ostra papryka. Ogólnodostępne produkty – dlaczego więc kremy takie drogie?!
A może da się zastąpić kremy domowym sposobem?
Kawy nie piję, choć bardzo lubię jej zapach i czasem dla zapachu tylko sobie zaparzam, rzadko wypiję, lecz w domu zawsze jakaś puszka się znajduje – to wciąż popularny produkt powitalny, gdy ktoś przybywa w gościnę.
Spróbowałam więc: plastikowe pudełko po margarynie, parę łyżek kawy mielonej, łyżka ostrej papryczki z półki z przyprawami, trochę zwykłego żelu do kąpieli. Kremy się chowają. Taki peeling z miejsca rozgrzał i wygładził skórę, aż przyjemnie jej dotykać, a ten zapach…! Fajny efekt już jednorazowo, a po kilku tygodniach rzeczywiście widać różnicę w ujędrnieniu skóry.
Warto spróbować różnych wersji – z oliwką zamiast żelu, z cukrem, z solą morską (tu lepiej omijać twarz), z cynamonem zamiast papryczki… Zamiast peelingu można się nasmarować i potraktować to jako maseczkę, owijając się folią spożywczą. Nie należy stosować jednak na skórę podrażnioną, naczynkową, no i lepiej nie używać bez zasłonki lub kabiny w łazience – kawa strasznie brudzi. Możliwość swobodnego operowania prysznicem bardzo się przyda.
Co najważniejsze – dla korzystających co dzień z filiżanki kawy – to naprawdę oszczędność – swobodnie mogą wykorzystać zaparzone fusy i mają dwa w jednym – poranne pobudzenie od środka i wieczorny seans dla ciała.
Autorką artykułu jest Baba ze wsi
A czy ty masz jakieś podobne sposoby? Podziel się z nami w komentarzach 🙂
Takich domowych, prostych kosmetyków znalazłoby się trochę – na przykład olejek rycynowy pół na pół ze słonecznikowym + parę kropli olejku eterycznego (cedrowego, cynamonowego, cytrynowego, co kto lubi) to świetna odżywka do włosów przed myciem; ocet jabłkowy do ostatniego płukania włosów – po żadnej kosmetycznej odżywce nie będą tak lśniące; sok z aloesu jako płyn wzmacniający włosy; rycyna do przyciemniania brwi i rzęs i wzmacniania paznokci, wywar z natki pietruszki do rozjaśniania cery…
A z rzeczy bardziej skomplikowanych – lubię kupować półprodukty kosmetyczne i z nich sobie robić własne mazidła. To trochę konieczność, gdyż jestem uczulona na różne składniki gotowych kosmetyków, ale w sumie nieźle na tym wychodzę: mam kosmetyki „na miarę” i do tego nieporównanie tańsze, niż te w drogeriach.
Z rycyną trzeba uważać, bo czasem ciężko ją spłukać 🙂 Ale rzeczywiście – jest świetna!
Olejek ryconowy to też dobry składnik mieszanki do mycia twarzy. 10-30% olejku rycynowego, do tego inne lubiane oleje, ściereczka z mikrofibry i niech się schowają żele drogeryjne.
Polecam 🙂