Niedawno dzwoni do mnie pani, która usiłuje mnie namówić do „inwestowania w wino”. Pytam na czym to polega. Pani szybko wyjaśnia, że w ramach specjalnej umowy abonamentowej będę otrzymywał przesyłką kurierską co miesiąc wybrany przez ich firmę pakiet win, ciekawe akcesoria do spożycia wina oraz broszurki o tym winie.
Cóż, nie jestem pewien czy właśnie tak powinno wyglądać profesjonalne „inwestowanie w wino”, więc odmawiam. Pani jednak nie odpuszcza i dąży do głębszej prezentacji i umówienia się na wizytę z przedstawicielem, na której przecież mogę tylko skorzystać, a trwa to najwyżej godzinę.
Moja odpowiedź jest następująca. Proszę Pani, jeśli zależy tak Wam na spotkaniu ze mną, proszę podać maila, prześlę Pani firmowy numer konta. Wpłacą Państwo 100 zł i wtedy mogą Państwo wykorzystać godzinę mojego cennego czasu na prezentowanie czego dusza zapragnie. Miła pani odpuszcza sobie…
Nie tak powinno to wyglądać, na fali mody wiele firm próbuje naciągać ludzi tak samo było z numizmatyką gdzie konsultanci telefoniczni wciskali ludziom nawet nie numizmaty a „medale okolicznościowe” które wyglądały jak numizmaty.
Wracając do wina absolutnie się wystrzegać takich propozycji – samodzielne przechowywanie wina czyni taką inwestycje praktycznie niezbywalną, nie licząc jakichś mocno odosobnionych ponad 100 letnich przypadków kolekcjonerskich które do kupienia są w jedynie domach aukcyjnych.
Tak właśnie pomyślałem. Po pierwsze nie znam się na tym i nie wiem, czy miałbym odpowiednie warunki do przechowywania.
Po drugie znając życie taka „inwestycja” po prostu by się przejadła (czy raczej przepiła) wśród znajomych, a w razie chęci odsprzedaży… ni właśnie – jest jak piszesz. To praktycznie niezbywalne, jedynie taka quasi-prestiżowa zabawa.
„Konsultacja” byłaby jedynie stratą mojego czasu, nic na tym bym nie zyskał.