Ostatnio media i szereg dyskusji prywatnych zajmuje temat pt. „Zakaz handlu w niedzielę”. Temat jest dość ideologiczny i drażliwy dla niektórych osób na tyle, że niedawno miałem okazję zerwać jedną całkiem fajną i długoletnią znajomość (tzn. bynajmniej nie ja tu byłem stroną kończącą kontakt), jako konsekwencje mojego zdania na temat zakazu w dyskusjach facebookowych…
Mimo ryzyka „socjalnego” temat jednak podejmę.
Na początek kilka sytuacji. Chcieliście dyskusji i argumentów? Proszę bardzo Moi Drodzy!
Polak nie może zarobić?
Koleżanka X, znana wielu z nas, (imię podam ew. za późniejszą zgodą) pisze:
I tak sięgam pamięcią, jak na studiach dziennych (2 kierunki) nie miałam kiedy w tygodniu pracować, więc zdecydowałam się pracować na pół etatu w Auchan od piątku do niedzieli. Wtedy się cieszyłam, że mam taką możliwość…
No proszę, możliwość handlu w niedzielę jest jednak korzystna dla młodych Polaków? Jak najbardziej, znam szereg młodych ludzi, hah, sam byłem młodym człowiekiem, który korzystał z możliwości zarobku w weekendy, w tym w niedzielę, jako że w tygodniu miałem studia dzienne i mnóstwo nauki na głowie. Pieniędzy młodemu człowiekowi zawsze za mało… młodość… hah!
Stoję przed Kebabem… czyli teraz zarobi Arab
Dopiero co przechodziłem pod barem z kebabem prowadzonym przez muzłumanów. Mimo niedzieli i pory przedobiadowej „kebsy” schodzą bardzo ładnie. Co tu narzekać? Jest tanio, smacznie, szybko. Jeśli komuś nie przeszkadza fakt, że wszyscy pracownicy mają skórę w kolorze czekolady i non stop głośno szwargoczą coś w stylu… ulllablab… kal… kabablaaa… el… al… hagk… ala.. mulllakebh… no i to, że u nich w barze w ogóle nie ma wieprzowiny… to może sobie u nich „wszamać kebsa” w niedzielę.
Dlaczego jednak po proponowanym przez środowiska rzekomo „patriotyczne” zakazie handlu w niedzielę, młody Polak – student – nie będzie mógł dorobić sobie handlując na stoisku w markecie, a muzłumanie będą mogli spokojnie handlować kebabami i zarabiać?
Rodzi się tu oczywiste pytanie o niesprawiedliwość. Premiowanie przez rząd jednych grup, kosztem Polaków. Nie podoba mi się to. Nie mam nic przeciwko innym rasom i nacjom, ale chyba jednak wolę, aby przede wszystkim młodzi Polacy mogli zarabiać w niedzielę.
Co mówią sami zainteresowani?
Nie wytrzymałem dziś rano, poszedłem do pobliskiego marketu – zapytałem u źródła. Zagadałem do ekspedientki na monopolu. Pracownica marketu – babcia – skarży się na pracodawcę i popiera zakaz. Panie, niemłoda już jestem, a wypychają mnie na najgorsze zmiany, czyli niedziela! Panie i dobrze, niech zakażą i koniec! Ludzie mają chodzić do kościoła a nie do marketu… Panie, ja nie pamiętam już kiedy mogłam w niedzielę z wnukami pobyć.
Pytam trochę młodszej ekspedientki, znamy się w sumie z widzenia… wiesz, nie słuchaj Halinki, po zakazie ona pierwsza będzie zwolniona. Polecą w pierwszej fali ci starzy, parę lat przed emeryturą, bo nie pracują na tyle szybko by obrobić kociokwik w tygodniu. Kierowniczka ma skaranie boskie ze starymi. No lepiej nich nic nie zakazują i zostanie jak jest… mogliby dawać premię za niedzielę… i spokój.
Dlaczego związki nie zaproponują dobrego dla pracujących Polaków kompromisu?
I tutaj dochodzimy do sedna. Rzekomo „patriotyczni” politycy (piszę rzekomo „patriotyczni”, ponieważ co do polityków to już niczego nie jestem pewien) czy związkowcy tak gardłujący za zakazem handlu w niedzielę są przekonani, że pracownicy są bestialsko zmuszani do pracy w niedzielę, że niedziela powinna być tylko „dla Boga i dla rodziny”, że trzeba zmienić zwyczaje Polaków.
Jeśli chodzi o kwestie duchowo-religijne to się nie wypowiem zbyt szeroko. Moje przekonania religijne to coś prywatnego, co nie powinno być przedmiotem publicznej debaty. Na pewno jednak politycy nie powinni próbować uszczęśliwiać mnie na siłę i przez zamknięcie galerii handlowych liczyć na to, że od razu częściej będę chodzić do kościoła. Nie… wydaje mi się, że religijność/duchowość tak nie działa.
Jeśli chodzi o los biednych, uciśnionych pracowników w marketach, to dobrym kompromisem byłoby prosta zasada, umocowania prawnie w Prawie Pracy, że za pracę w niedzielę pracownik handlu dostaje minimum 200% stawki godzinowej z tygodnia. Jest to kompromis, który szybko odfiltrowałby punkty handlowe i godziny pracy, które nie opłacają się pracodawcom (albo sam pracodawca- właściciel wolałby stanąć za kasą), a pracownicy mieliby wybór jak chcą pracować.
Pytana przeze mnie starsza pani może by odpuściła podwójną stawkę (a może właśnie nie? kto wie?) i spędziła czas z wnukami. Młoda studentka, taka jak niegdyś koleżanka X, byłaby szczęśliwa z takiego obrotu spraw.
Moje zdanie…
…a moje zdanie pozostanie bez zmian. Jestem raczej przeciwko pracy zarobkowej w niedzielę (bo sam tak pracowałem i wiem, że to już nie dla mnie), jestem jednakże gorącym przeciwnikiem jakiegokolwiek państwowego czy prawnego zakazu takiej pracy (w tym proponowanego zakazu pracy dla handlowców). To osoba zainteresowana ma decydować, czy chce czas spędzać w kościele oraz na późniejszym odpoczynku, czy na pracy. Nie politycy, nie biskupi.
Można pójść na jakiś kompromis z tradycją i wprowadzić np zasadę (niedziela = wynagrodzenie x2), ale na tym koniec „regulacji”.
Polacy są mądrym narodem i wreszcie zasługują na wolność, a nie ciągłe prowadzenie na smyczy przez „obcych decydentów”.
Z jednej strony jak widzę tłumy w Niedzielę pod Galerią w moim mieście to naprawdę zastanawiam się czy ludzie nie potrafią już spędzać inaczej czasu wolnego sam nie jestem zwolennikiem Niedzielnego chodzenia po Galeriach . Ale z drugiej strony skoro ludzie tam chodzą to znaczy że im to odpowiada i tego chcą nie sądzę żeby jakieś ustawowe nakazy i zakazy były sensowne śmiem twierdzić że mogą być nawet szkodliwe .Czy pracowników ktoś zmusza do tego żeby tam pracowali? no chyba nie. Wielu ludzi nie będzie potrafiło sobie zorganizować Niedzieli w inny sposób w efekcie wzrośnie konsumpcja alkoholu zamiast Niedzielnego wypadu do Galerii będzie Niedzielne picie piwska przed TV. Musimy sobie zadać pytanie jaki typ państwa nam odpowiada typu Szwedzkiego czyli skrajnie opiekuńczego gdzie jak ktoś się pojawia zbyt często w monopolowym to urzędnik puka nam do drzwi ze skierowaniem na badania czy czasem nie jesteśmy alkoholikiem, lub jak dziecko jest mało rozmowne w szkole to do domu przychodzi psycholog sprawdzić czy czasem niema przemocy domowej .Czy model skrajnie liberalny gdzie wszystko odbywa się na zasadach wolnorynkowych.
weź inne osoby pod uwagę, ja na przykład muszę pracować w soboty aktualnie i niedziela jest czasem na spokojne pójście np. do galerii obejrzeć sprzęt komputerowy, albo przynieść do domu cięższe zakupy, po prostu spokojnie się rozglądnąć po sklepach bez biegu – wielu ludzi z DG soboty ma w pracy – to jest zupełnie normalne – choć często korpo-znajomi za głowę się łapią, jak to tak można w soboty pracować
po zakazie będzie się jeździło na stacje benzynową pieprzyk na zakupy, zwłaszcza że mają tam dużo spożywki, a i inne stacje się rozbudują w taike minimarkety, oczywiście wszystko o wiele drożej, zarobią właściciele stacji, którzy zapewne lobbują tę ustawę
„biedni” uciśnienie pracownicy stracą pracę w marketach, co najmniej kilkanaście % kadry w każdym markecie pójdzie do zwolnienia, to się oczywiście zrobi w „białych rękawiczkach”, by związkowcy nie strajkowali, np. nie przedłuży się umów na czas określony, niektórzy zwolnieni z marketów znajdą pracę na stacjach benzynowych – na o wiele gorszych warunkach (np. konieczność dojazdu do pracy, zmiany pracy całą dobę, itp.)
dużo drobnych najemców w GH / galerie handlowe/ wpadnie przez to w bankructwo i pętle kredytową, bo niedziela to minimum 20% obrotu w handlu. a rentowność jest liczona na 7 dni – będzie dużo ludzkich dramatów – niektórzy najemcy GH, którzy mają długoletnie umowy, to gorsze bagno niż kredyt frankowy, nie wytrzymają psychicznie, zawieszą stryczek… i…
Państwo powinno dać sobie spokój z regulacją takich dziedzin życia jak Handel w Niedziele jest niby demokracja i każdy sam powinien decydować jak chce tą Niedziele spędzać lub czy chce pracować w Niedziele . Ludzie to nie dzieci i nie potrzebują przedszkola żeby ktoś ich za rękę prowadził .
Zgadzam się z Tobą, ale politycy i związkowcy myślą inaczej…