Przez 500+ kobiety masowo rezygnują z pracy

Robię sobie poranną prasówkę przy kawie i widzę, że na kilku portalach widnieje „mrożąca krew w żyłach” informacja. 100 tysięcy polskich kobiet zrezygnowało z pracy. Co jednak w tym dziwnego. Kilka rodzin, które znam to trójka dzieci. Wcześniej matka pracowała, na ogół fizycznie za około 1500 zł na rękę z groszem. Do tego doliczyć realne koszty dojazdu do pracy, koszty jakiejś stołówki pracowniczej czy jedzenia na mieście, wyższe niż by sobie taka kobieta ugotowała w domu. (Hah! Nie wiem po co w ogóle się podaje pracownikowi kwotę ca. 2100 brutto. By wkurzać ludzi? Księgowa fikcja literacka.)

Zatem taka kobieta z trójką dzieci, rezygnując z pracy, ma szansę na objęcie programem nawet całej trójeczki i jest to na czysto 1500 zł, dokładnie. Do tego jeszcze minimum stówa z groszem z opieki społecznej na dzieciaka. 1900 się uzbiera razem.

Nawet jeśli w tym przypadku mąż zarabia lepiej i nie kwalifikują się na pieniądze na pierwsze dziecko, to i tak taka kobieta uzyska co najmniej 1250 zł przychodu. Niewielka różnica między minimalną płacą.

1900 zł to więcej niż w przypadku pracy fizycznej, nawet z okazyjną „premią” za jakieś nadgodziny wypłacaną przez pracodawcę zazwyczaj „pod stołem”.

Ludzie po prostu potrafią liczyć i chyba politycy, którzy tworzyli projekt 500+ byli świadomi jego skutków. Szkoda tylko, że zamiast presji na pracodawców, by po prostu ludziom podwyższać pensję – a generalnie w sektorze prywatnym i publicznym są na to środki, łata się dziurę na rynku pracy wpuszczając masowo obcokrajowców na nasz rynek pracy. To zły pomysł. Ta praktyka powoduje zaniżanie pensji wszystkim Polakom.

To co piszę jest oczywiste dla każdego myślącego człowieka, efekty były do przewidzenia… ciekawe tylko czemu jest teraz taka presja na nagłaśnianie „negatywnych efektów 500+”, czyżby rządowi kończyły się pieniądze na to masowe rozdawanie po 500 zł na wybranie dzieci?