Wczoraj wieczorem niechcący podsłuchałem grupkę znajomych umawiających się na grzyby. „Umawiamy się o 7.00…. nie, co ty, musimy o 6.00, bo lokalesi wyzbierają nam wszystkie grzyby i nic z tego… o cholera, racja…. no dobra”.
Stoję, słucham i myślę, bo także miałem ochotę na weekendowe grzyby… może by tak… Dziś jednak wstaje rano do pracy, siedzę sobie przy pysznym śniadaniu, ciepłej, aromatycznej kawie i kalkuluję. Za oknem już zimno, wilgotno i nieprzyjemnie. To nie jest przyjemny letni poranek. Brrrr… Kalkuluję dalej.
W domu grzyby leśne jem tylko ja, więc nie ma tu priorytetu. Podjechanie autem gdzieś w głąb Borów Dolnośląskich to min 45-50km w 2 strony. Paliwo minimum 20 zł. Do tego kilka godzin chodzenia po lesie wczesnym rankiem. (Do tego w firmie kilka zaległości, które wypada już zakończyć – więc roboczogodzin do wyrobienia mam sporo).
Trudno, nie klei się to organizacyjnie, zrobię „oszukane grzybobranie”.
Kupię w sklepie obok małą tackę grzybów leśnych – tak do 10 zł – tylko dla oddania smaku. Do tego dołożę 1-2 tacki boczniaków, portobello, albo pieczarek brunatnych, tak przygotuję bazę na potrawę, czy sos który i tak będę jeść tylko ja (Hah, myślicie, że grzyby leśne w szeroko pojętej gastronomii to są inaczej „preparowane” niż to, co teraz opisuję?). Wydam mniej niż 20 zł, grzybów „turbo-leśnych” będzie tyle, że nie dam rady ich zjeść.
Inny wariant „oszukanego grzybobrania” to zakup gotowego zbioru np. pod targowiskiem miejskim, czego też nie wykluczam. Niech zarobią ludzie przedsiębiorczy i bardziej zdeterminowani by zimnym rankiem eksplorować las. Kapitalizm.
Kończę pisanie, poranną kawę i zmykam do pracy.
P.S. Ciąg dalszy…
Oszukane grzybobranie – przystępuję do dzieła!
Ja w grzybobraniu znajduję nie tylko prawdziwki i podgrzybki, ale też uspokojenie w tym pędzącym świecie, satysfakcję, że dostrzegłem ten mały łepek wśród mchów i liści, kontakt z naturą etc. A to że przy okazji przejechałem 200km za +/- 60 zł to akurat nieistotny szczegół
Cisza lasu i miął rozmowa z rodziną podczas godzinnej przejażdżki. To nie ma ceny
Grzybobranie, działkowanie, wędkowanie…To hobby. Nie da się w mojej ocenie skalkulować. Weźmy jednak kalkulujmy trochę inaczej. Ruszenie czterech liter (umówmy się że mam na myśli nogi) sprzed kompa i poobcowanie z naturą tego się nie wycenia. Moje warzywa z działki są najdroższymi warzywami. Za cenę 200 zł (roczna opłata za działkę), plus cena nasion i czasem środków ochrony roślin mógłbym kupić w sezonie w hurtowni całą masę świeżych warzyw. Czy mam tak kalkulować? NIE! Liczę inaczej. Uwielbiam robić na działce. i poprzez to poświęcam swój czas, siły i zasoby finansowe. Też muszę na działkę dojechać autobusem. I gdybym to któregos roku podliczył, pozbieram dane ile warzyw w roku zebrałem, okazałoby się, że moje warzywa są bardzo drogie. Czasu nie przeliczam, tylko pieniądze władowane na działkowanie. Ale to hobby. Myślę, że podobnie z grzybobraniem, wędkowaniem i wszelkimi innymi formy zbieractwo-polowania…
macie rację w tym aspekcie, tu nie wchodzi obecnie w rolę czysto finansowa kalkulacja
mimo wszystko popełniłem ten wpis, bo część ludzi zbiera grzyby, z tradycji, bo trzeba, bo tak się zawsze robiło, bo trzeba uzupełnić zapasy – z różnych powodów, niekoniecznie dla hobby i przyjemności
ja tu wskazuję alternatywę, albo pokombinować, albo odżałować i dać po prostu zarobić zbieraczowi, który całą pracę odrobi za nas
Arkadiuszu Jedlinski – bardzo Ciebie polubiłem za Twój wpis i opinie odnośnie hobby, jakie mamy. Podam przykład moich osiągnięć – kg marchewki z mojego ogrodu to koszt ok 20 PLN, ogórki to 25 PLN a wiązanka astrów, które, wyjątkowo, mi „ni wychodzą” to ok. 30 PLN. Czyli kosmiczna ekonomia ! Jednak nie załamuje się i , mimo wielu przeciwności losu, jakimi są choroby oraz Pesel, to dopóty dopóki będę mógł to tego hopla będę spełniał. Pozdrawiam.
Jezdze na grzyby dla relaksu od polowy maja do pierwszych sniegow.Cos tam zostawie dla siebie -reszte rozdajerodzinie i znajomym.Chodzi mi glownie o relaks No i fajne jest tam dokad jezdze to- ze nie ma zadnej prawie konkurencji .Gora 3 samochody na wielki kompleks lesny.Pod Berlinem
Jak dobrze ,że las mam kilka kroków od domu i swój! I śmiać mi się chce z tych zawziętych grzybiarzy, my na grzyby chodzimy dla przyjemności (i sosu;) a nie po to aby się chwalić zbiorami na fb lub na tym zarabiać, dobrze jest mieszkać na wsi 😉 a wcześniej uważałam to za minus, teraz po latach widzę same plusy 🙂 Wszyscy mieszkańcy chodzą do tych ”malutkich” lasków sosnowych i przynoszą po wiaderku każdego ranka, dla każdego starczy – kto lubi zbierać.
Pozdrawiam
Czytając ten tekst odebrałam go jako dobry felieton (aż z ciekawości zaraz poczytam inne), jednak czytając komentarze zostałam zaskoczona… Cóż… ryby, grzybobranie czy nawet na kompie granie mogą być bardzo wciągającym hobby, jednak jeśli ktoś to robi „bo trzeba” to takie kalkulacje jak najbardziej wskazane. Osobiście zaczynam rozróżniać dobre hobby od spraw zarobkowo/oszczędnościowych i w przypadku grzybów…. zrobiłabym to samo… może nie tak dokładnie licząc 😉
http://honiatasca.blogspot.com/