Zasadniczo jestem pro-wolnościowy w wielu dziedzinach, jednak nie bardzo aprobuję masową dostępność alkoholu na stacjach benzynowych w formacje 24/7. Jaki to ma sens i uzasadnienie? Stacja benzynowa jest przede wszystkim miejscem obsługi samochodu i podróżnych, w praktyce staje się często głównie sklepem monopolowym.
Dostępność alkoholu, który umówmy się – nie jest normalnym produktem, ale po prostu legalnym narkotykiem w Polsce jest zadziwiająca. W całym cywilizowanym świecie alkohol jest zepchnięty gdzieś do „liquor shopu” na rogatkach miasta. U mnie natomiast na osiedlu, typowym blokowisku, co 150-200m jest sklep, gdzie można kupić wódkę.
Stacje benzynowe z alkoholem są tu już po prostu nie potrzebne, nie ma to żadnego uzasadnienia lokalizacyjnego/eonomicznego, natomiast rodzi podstawową wątpliwość i zagrożenie – pijaństwo za kierownicą, czemu jestem skrajnie przeciwny. Od osób związanych z branżą stacyjną wiem, że nie raz klient kupił małpkę (populanej gorzkiej wódki, bo mniej wyczuwalna) myk między budynek myjni a WC i chlup. To samo z piwem. Niech nikt mi nie mówi, że nadmierna dostępność alc. w nieodpowiednim miejscu nie zwiększa ryzyka.
W praktyce. Czasami gdzieś jadę o nietypowej porze, w święto i kolejkę przede mną tworzą nie tyle kierowcy i podróżni, co podpita ekipa z pobliskiej wioski lub osiedla, która doczołgała się do stacji po więcej wódki na dobitkę. Średnio to przyjemne.
Na stacji chciałbym kompleksowo obsłużyć samochód, usiąść, skorzystać z jakiejś małej gastronomii a nie ocierać się o meneli, bo powiedzmy szczerze, każdy punkt z dostępnością alkoholu przyciąga wszelką menelnię.
Bo wolność gospodarcza? Bo stacje popadają? Obrót alkoholem nigdy, w najnowszej historii. nie był u nas zupełnie wolny. Nie jest to produkt swobodnego obrotu, ale koncesjonowany. Sieć sprzedaży – mimo ograniczeń – jest i tak gęsta. Nie ma obaw, że temu, co potrzebuje „zabraknie przez to wódki”.
Stacje poradzą sobie dobrze, zwłaszcza te, które rzeczywiście żyją z paliwa i podróżnych, a nie z bycia lokalną meliną. Może nawet przy okazji zyski im wzrosną przez zmianę profilu na większą obsługę podróżnych i gastronomię .
Można rozważyć częściowe ograniczenie sprzedaży. Na imprezach sportowych i masowych jest sprzedawane tylko piwo z zawartością alk. ca. 3,5% i nikomu to nie przeszkadza. Może tak być na stacjach? Czemu nie.
Temat do przedyskutowania.
Napisz w komentarzach co o tym myślisz!
Nie do końca masz rację, zarówno przy autostradzie w Niemczech jak i Wielkiej Brytanii alkohol jest na stacjach. W UK też nie są zepchnięte sklepy z alkoholem na rogatki tylko normalnie działają wszędzie. Brak sklepów z alkoholem zauważyłem tylko w zdominowanej przez muzułmanów dzielnicy w Paryżu.
PS. Jak pracownik stacji widzi że kierowca pije i jedzie dalej to powinien to zgłosić na policję wraz z numerem rejestracyjnym i kierunkiem jazdy
Nie zwracałem uwagi na alc. na stacjach w tych krajach. Przegadam sobie ew. z ludźmi jeszcze dalszych stron i skoryguję wpis. W Skandynawii z tego co słyszałem alc. nie ma, jest piwo 2% i wino bezalkoholowe, korzenne.
Wiem, że powinien zgłosić i także to powiedziałem, kiedy słyszałem takie opowieści, ale ew. strach przed łatką konfidenta i zemstą zgłaszanego w małych społecznościach był tu silniejszy.
Ja bym na początek zlikwidował wysoki procent . Piwo jeszcze przez jakiś czas mogło by być a docelowo całkowity brak alc na stacji też nie wydaje się takim złym pomysłem . Stacja paliw jak sama nazwa wskazuje powinna służyć do tankowania paliwa i obsługi samochodu oczywista oczywistość. Może się mylę ale po wprowadzeniu 500 plus zdecydowanie widać ,że konsumpcja alc w szczególności na prowincjach mocno się zwiększyła. I właśnie w takich miasteczkach i wsiach gdzie jest duży problem z nadużywaniem powinno się ograniczać liczbę miejsc gdzie można kupić alc i nie mam na myśli tylko stacji ale np monopolowy w centrum miasteczka z dużym bezrobociem to kiepski pomysł.
A ja bym z grubej rury, bo jak zlikwidujesz wysoki % to zaraz się pojawią różne piwa dubeltowe i efekt de facto ten sam.
Na początek zlikwidować na stacji wszystko powyżej piwa w wersji light. Producenci mają te piwa i linie produkcyjne na nie – to są te same które są sprzedawane na imprezach masowych, poniżej 3,5% alc.
To jest % alc., który przy dobrym chmieleniu daje już ten charakterystyczny smak piwa, ale po wypiciu kilku takich nie leży się pod stołem. Trudno przedawkować tak jak mocne piwa czy spirytualia,
Miejscowosć niegdyś powiatowa, dziś gminna…
10 tys. mieszkańców…
Po godzinie 22:00 alkohol kupisz tylko na stacji benzynowej…
Nie w każdym miasteczku są sklepy całodobowe…
Ja uważam, że dostępność alkoholu, który jest niczym innym jak „legalnym narkotykiem” powinna być w pewnych godzinach ograniczona, choćby przez takie zabiegi koncesyjne.
Mocno zawiane towarzystwo nie będzie się przetaczać nocą przez osiedla i wioski na stacje – by dopić – tylko pójdą już spać.
Mieszkam przy takim „trakcie” pieszym z osiedla w kierunku stacji – wiem co piszę i jakie są skutki nadmiernej ekspozycji na alc. niedojrzałego emocjonalnie społeczeństwa.
Raczej trafią na melinę zamiast iść spać…
Natura nie znosi próżni
Poza tym nie skupiajmy się tylko na stacjach benzynowych; idźmy po całości.
Możemy wrócić do PRL-u i sprawić ,żeby na stacji benzynowej było tylko paliwo, smary i płyn do szyb, w piekarni tylko pieczywo, w sklepie nabiałowym tylko nabiał itd. itp.
Cacana wizja 🙂
W sumie myślę tak sobie, że sprzedaż alkoholu na stacji paliw jest równie logiczna co sprzedaż alkoholu w przychodni pediatrycznej.
Na stację paliw (jak pisze Andrzej) przyjeżdżasz, by zaopiekować się autem.
Do przychodni pediatrycznej idziesz, by zając się dzieckiem.
Nikt w przychodni nie serwuje wódki, na stacji benz. też nie powinien.
Nie zgadzam się…
Na stacje benzynową przyjeżdżam faktycznie PRZEDE WSZYSTKIM po to, by zaopiekować się autem, ale – choć rzadko – również po „ratunkowe” zakupy.
Podobnie z podaną tu za przykład przychodnią pediatryczną. Idę tam przede wszystkim z dzieckiem, ale czasami również – przy okazji – biorę receptę dla siebie.
Jednakże ja nie zabraniam „ratunkowych” zakupów, a jedynie zachęcam do ograniczenia sprzedaży alkoholu.
„Miej proporcjum mocium Panie”…
Ilu jest takich, którzy wędrują na stacje, bo są niedopici, a ilu takich, którzy kupują tam wódkę właśnie ratunkowo,?
Stawiam, że tych drugich zdecydowanie więcej.
A wyjaśnij mi waćpan, jaki to ratunek niesie wódka.
Bo rozumiem ranę odkazić – na stacji jest jakiś żel antybakteryjny, a coś w aucie przemyć – denaturat.
Na ratunek „alkoholowy” dzień po starczy piwo typu light, albo sok pomidorowy, z tym, że moim zdaniem tacy ludzie „wczorajsi” powinni się 3mać z dala od auta, trasy, stacji.
A już Ci wyjaśniam 🙂
Godzina 23:30 piątek dwoni dawno niewidziany „kolega z wojska”, który chetnie by Ciebie za 30 minut odwiedził i zrobił z Tobą flaszeczkę.
A w barku pusto…
A jedyne miejsce w okolicy z dostępnym teraz alkoholem to stacja benzynowa…
Więc kląc pod nosem na swoje nieprzygotowanie śmigasz galopem na stacje i kupujesz wódkę 🙂
Oczywiście stacja Ci wcale niepotrzebna jeśli:
1. Ty i kolega jesteście abstynentami
2. Jesteś przezorny i masz zawsze w domu odpowiedni zapas
3. Sam produkujesz
to racja, ja nie neguję praktyczności dostępu alc. na stacji benzynowej, chodzi raczej o głębszą filozofię tutaj – większą kontrolę i lekkie przycięcie dostępności alc. narodowi, który niestety nie jest do niej dojrzały
aha i jeszcze refleksja, często o tej 23.30 i wyżej pod moim balkonem w kierunki stacji przechodzą takie grupki ludzi poszukujących „ratunku”, bo Borewicz już pojechał a przydałoby się poratować choćby jeszcze połówką
uwierz, że to nie jest przyjemnie, jeśli musisz kolejnego dnia wstać do pracy
Ja nie muszę wierzyć, ja doskonale wiem, że nie jest to przyjemne; był taki czas, że mieszkałem w dużym mieście pośród ludzi 🙂
Koszty i zyski życia pośród ludzi 🙂
A poza tym pracownicy stacji paliw i tak mają dużo roboty zajmowanie się jeszcze podpitymi menelami sprawia ,że jest mniej czasu na obsługę normalnych klientów i zajmowanie się tym do czego stacje paliw zostały stworzone czyli do sprawnej obsługi samochodów. Mnie wkurza jeszcze jedna rzecz te paskudne hot- dogi do licha kto na to zezwolił od czego jest sanepid i inne instytucje . Gastronomia powinna być obok stacji a nie w miejscu gdzie kasuje się pieniądze i ma się styczność z paliwami i całą chemią motoryzacyjną.
No to się robi lekki absurd i można dostać białej gorączki, kiedy chcesz szybko jechać dalej, ale przed tobą stoi 3 chłopaków którzy przyjechali na hot-doga typu „hollywood california” i kasjerka przekłada bułki, wyciąga warzywa, nadziewa bułkę, sypie cebulę, dobiera sosy…. i to trwa, trwa….
Nie można po prostu skasować paliwa, ale leci cały marketing może kawkę, może hot-dog, może karta na punkty, ja panu założę w minutę. może muffin, może podgrzać zapiekankę….
Totalny zajob.
Mi się podobało ostatnio pod Rawiczem na tej stacji, co jedliśmy, paliwa swoją drogą – obok gastronomia i pełen luz.
Ależ można ominąć cały ten cyrk…
Tankujesz za określoną kwotę, idziesz do kasy, omijasz kolejkę, kładziesz pieniądze informując za co i wychodzisz.
A poza tym (spotkałem się z takim rozwiązaniem kilka razy, zdecydowanie za rzadko i tylko na stacjach jednej z sieci) stacje same z siebie mogą wprowadzić na jednej z kas obsługę „tylko paliwo”.
Też sposób na pośpiech i kolejki hot-dogowe, bardzo dobry, ale jak tankuje do pełna, nie przewidzę do końca sumy i końcówki.
Jak tankujesz do pełna to trochę trudniej, ale nie oszukujmy się…
Zawszem ożesz „dolać” do pełnej kwoty (dajmy na to 375 zł) i być przygotowanym z pieniędzmi.
No chyba, że jak Ci dystrybutor „odbija” przy kwocie 367,23 zł to tak zostawiasz…
Wówczas stój w kolejce i czekaj 🙂