Co jakiś czas z okazji Świąt piszę na blogach podobny post jak dziś. Zazwyczaj te wpisy lądują na adresie dot. racjonalnej diety albo innym pobocznym blogu, ale dziś czas powiedzieć to głośno tutaj.
My Polacy na Święta zbyt często przeżeramy się jak tuczniki przed wystawą trzody chlewnej. Tony mięsa, garście słodyczy, kilogramy ciast, hektolitry alkoholu. Obiecujemy sobie przy tym, że tuż za dzień, za chwilę, pójdziemy na siłownię lub spalimy to na joggingu…. jasne… tu mi czołg jedzie…
Przeżeranie się i przepijanie nie jest ani zdrowe, ani w gruncie rzeczy przyjemne, ani nie jest tanią przyjemnością, bo w sumie kupę kasy idzie na te tony jadła i litry alkoholi.
Tak, jest presja społeczna i rodzinna. Ale spróbuj choć trochę tego ciasta, przecież tyle czasu je robiłam, no… mówiłam, że dobre, a widzisz… no ale zjedz jeszcze sałatkę – Krysia się tak napracowała w kuchni – no nie mów, że nie zjesz… zjesz… nie będziesz Krysi przykrości robił… odpocznij chwilę, popij kawę i się miejsce zrobi...
Ja Was namawiam, by nie szaleć, by powiedzieć stop tej rewii obżarstwa i pijaństwa. Spożycie świątecznych dań z umiarem jest znacznie przyjemniejsze. Chcesz spróbować wszystkiego – nałóż jak najmniejszą porcję. Odpuść wszystkie toasty, szczególnie typu… ale co, z kuzynem się nie napijesz? …ze mną nie wypijesz… nie wypijesz… no jak to? Postaw na swoim, albo nalej sobie pół szklanki lekkiego piwa, albo lekkiego drinka i też zwyczajowy toast wzniesiesz, a różni maratończycy niech pija swoją wódkę i umierają jutro.
Nie podam Ci dzisiaj wszystkich swoich przemyśleń na temat unikania obżarstwa świątecznego. Przemyśl to samodzielnie…
…i podziel się koniecznie wnioskami w dyskusji poniżej!
Wesołych Świąt!
Ostatnio u mnie są bardzo spokojne święta i pod względem jedzenia i alkoholu
u mnie wszystko OK, niczego nie brakuje, ale nie sztuka się przeżreć i przepić
rodzina wszelaka już się przyzwyczaiła, że nie jem praktycznie żadnych ciast i słodyczy i już nie narzekają
U mnie względnie delikatnie z żarciem nie było żadnego ostrego przeżerania a z alc to już w ogóle lajtowo wczoraj dwa piwa i wszystko , dzisiaj na trening rowerowy od rana, zdaję sobie sprawę ,że wielu ludzi dzisiaj leczy kocura . Jest jakaś taka chora presja na żarcie i chlanie w święta i niestety większość ulega tej presji. Najgorsze jest to , że po takich świętach ludzie wcale nie są wypoczęci wręcz przeciwnie są zmęczeni świętami i poźniej trudno jest wejść w normalny rytm.
Proponuję na święta dużo zrobić. Ale od razu do zamrażalnika a nie, że tak wszystko na stół. Jak nie da rady zjeść tego co się zrobiło, to mamy w zamrażalniku gotowy zapas dobrego jedzenia na zwykłe dni. My w te Święta Wielkanocne (2017) zrobiliśmy : 2 kurczaki, kilka udek, kotletów z 4 kg schabu no i wiadomo sałatka i dwa ciasta. Kotlety żeśmy od razu dali do mrożenia. Mięso drobiowe własnie dojadamy (piszę w Poniedziałek Wielkanocny), jutro być może rozmrozimy kotlety ale chyba nie. Będziemy woleć zjeść coś lżejszego, chociażby lekką zupkę. Nic nie wyrzucimy. W zamrażalniku jest i grzecznie czeka na kolejne obiady.
Wszystko jest teraz dostępne na codzień. Nic nie jest atrakcją, generalnie. Nie przestrzega się postu ścisłego. A jednak ludzie marnują tony, tony żywności. Bo nakupili za dużo. Często marnej jakości
Dziwią mnie ogromne ilości jedzenia kupowane przez wielu Polaków przed świętami czy przed długimi weekendami. Rozumiem jeśli będą przyjmować dużą ilość rodziny czy przyjaciół wobec czego będą przygotowywać duże przyjęcia… A potem spora część tych zakupów trafia do śmietnika. Konsumpcjonizm, zarobek w tym sensie zaszkodził wielu Polakom, że uważają, że muszą zaimponować przed rodziną, sąsiadami, że ICH STAĆ… Nawet jeśli to tylko na pokaz, bo potem trzeba będzie trzeba zaciskać pasa aż do kolejnej wypłaty. Na drugim biegunie są ludzie, którzy mogą pomarzyć o takich wielkich zakupach i wyborze dań na święta. I to niekoniecznie są sobie sami winni np. z powodu wydawania pieniędzy na alkohol. Tak samo w innych dziedzinach życia – trzeba mieć najlepszy model telefonu, wypasiony samochód. Nic to, że można kupić dwa razy tańszy odpowiednik. Trzeba pokazać się w towarzystwie. A dwa razy droższy smartfon wcale nie jest dwa razy lepszy od zwykłego modelu. I nie zastąpi dobrych relacji z rodziną, przyjaciółmi.