Włos mi się na mojej łysej głowie jeży, kiedy w internecie widzę kolejną oszczędnościową eko-poradę, jak tu bohatersko wykręcić dodatkowe 3-4 grosze polskie (dosłownie i nie w przenośni) dzięki tzw. hamowaniu silnikiem.
No bo przecież jeśli hamujemy silnikiem rzekomo odcina się dopływ paliwa i auto nie zużywa go w ogóle… czyli co? Przez kilkanaście sekund nasze auto nie zużyło kilku mililitrów paliwa, przez ten czas nie emitowało CO2, cieszą się pszczółki i niedźwiedzie polarne…. jesteśmy bohaterami, jesteśmy eko….
Co za wierutna bzdura!
Osoby, które szerzą w internecie te wysoce szkodliwe herezje zapewne nie jeżdżą autem, bądź są tzw. niedzielnymi kierowcami. Moja rada jest taka do fanów tzw. Eco-Drivingu. Jeśli chcecie być eko, przesiądźcie się lepiej na rower, czy do komunikacji miejskiej, ale nie udzielajcie swoich „rad” kierowcom, którzy jeżdżą „na poważnie” i którzy chcieliby dowieźć swoich pasażerów bezpiecznie.
Hamowanie silnikiem jest częstą przyczyną wypadków!
Zazwyczaj jakiś „wąs” czy inny „wuj”, który swoje szlify rajdowca zdobywał za głębokiego PRLu i który swoim autem „na czarnych blachach” wytacza się w niedziele, do kościoła i supermarketu i on radzi nam najlepiej – „hamuj silnikiem” – bo tak robią starzy kierowcy…
Kiedy rozmawiam jednak z osobami zajmującymi się bezpieczeństwem ruchu, w ramach zainteresowań, czy zawodowo, słyszę jedną reakcję… hamowanie silnikiem to skrajna nieodpowiedzialność!
Problem polega na tym, że hamując silnikiem nie włącza się światło stop! Przez co kierowcy za nami nie widzą, że zwalniamy. Niestety, w teorii powinniśmy widzieć, że pojazd przed nami zwalnia, ale umysł ludzki przyzwyczaja się do pewnych schematów /światło STOP=hamowanie/ i działa automatycznie, szczególnie w przypadku zmęczenie, np. długą jazdą czy w przypadku niedospania…. Niestety jeśli hamujesz silnikiem – część kierowców za tobą w ogóle nie zorientuje się, że hamujesz!
Mamy teraz szczególnie niekorzystną aurę i wydłużoną drogę hamowania. Czasem liczą się dosłownie sekundy, jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo na drodze. Jesteś współuczestnikiem ruchu drogowego – nie jesteś sam(a) – jesteś odpowiedzialny(a) nie tylko za swoje bezpieczeństwo, ale także za bezpieczeństwo pasażerów. Mkniesz po podmiejskiej obwodnicy… może wieziesz ze sobą dziecko…. a jeśli nie to wiezie je ktoś za Tobą… pomyśl o tym!
Powtarzam! Jeśli hamujesz silnikiem (nawet jeśli tylko lekko przyhamowujesz) – część kierowców za tobą w ogóle nie zorientuje się, że hamujesz!
Pomyśl o tym. To cenne kilka sekund, a ich uzyskanie zależy od ciebie, od prawidłowej sygnalizacji tego co robisz na drodze, tylko 1 sekunda nieuwagi kierowcy za Tobą, to przy zaledwie 100km/h ok. 28 metrów.
Na drodze szybkiego ruchu oszczędzanie przez hamowanie silnikiem to kilka ml paliwa i dosłownie kilka groszy oszczędzonych w czasie manewru NIE jest warte bezpieczeństwa i życia Twojego, oraz współuczestników ruchu.
Nigdy więcej tego nie rób i powiedz jak największej ilości ludzi, by tego nie stosowali. Dziękuję za wysłuchanie.
Remigiusz
Przeczytaj także:
- Motoryzacyjne mity #3 – ABS, ESP… bezpieczeństwo
- Motoryzacyjne mity #2 – Zimą zawsze trzeba zakładać opony zimowe
Oj, hamowanie silnikiem to nie tylko oszczędzanie paliwa, ale również klocków hamulcowych! 🙂 A i chyba oczywiste jest, że nie hamuje się silnikiem w każdej sytuacji (np. w trakcie jazdy po mieście w godzinach szczytu). Co więcej, uważam, że kierowca który nie patrzy w lusterka (czyli jest niedzielnym kierowcą) raczej nie będzie umiał hamować silnikiem. Sam stosuję taki sposób hamowania przy dojeżdżaniu do skrzyżowania, kiedy widzę, że mam do niego jeszcze dość daleko i wiem, że za mną nie ma pojazdu który mógłby niezauważyć, że taki manewr stosuję.
Ale dobrze, że zwróciłeś uwagę na temat bycia ostrożnym na drodze, to bardzo, bardzo ważne!
Paliwo
Weź i sam policz te, dosłownie sekundy, do kilkunastu sekund odcięcia dopływu paliwa i powiedz szczerze ile groszy oszczędzisz na jednym manewrze? Taka „oszczędność” wg mnie nie ma najmniejszego znaczenia w ostatecznym rozrachunku używania auta.
Więcej oszczędzisz długoterminowo redukując masę auta nawet o kilkanaście-kilkadziestąt kg. Np. przez nierobienie z bagażnika magazynu i drugiej „piwniczki”.
Więcej oszczędzisz przez regularną kontrolę ciśnienia w oponach niż przez hamowanie silnikiem.
Klocki
Tak, mówisz prawdę, ale wydaje mi się, że radykalnie w ten sposób nie wydłuży się życia klocków hamulcowych, jest milion innych sytuacji na trasie, czy na mieście, gdzie przyhamowujemy i to jest główne zużycie klocków, a nie kilka dojazdów do skrzyżowań.
Świadomość manewru
Może Ty jesteś wyjątkiem, ale ja NIE WIERZĘ, powtarzam, nie wierzę w to, że 90% eco-driverów będzie ten manewr wykonywać w pełni świadomie, zawsze patrząc w lusterka, kalkulując itp. W nużącej, codziennej jeździe miejskiej włącza się w mózgu „Autopilot” i większość ludzi w myślach jest zaprzątnięta problemami dnia codziennego, niż skupianiem się na manewrze za każdym razem.
Jeśli ktoś nabierze szkodliwego nawyku hamowania silnikiem – niestety będzie to robił automatycznie. Taka prawda.
Oszczędzanie
Chcemy oszczędzić paliwo i klocki – nie przez ryzykowne manewry. Zrezygnujmy raczej z niektórych tras – pójdźmy pieszo, albo weźmy rower – sam tak robię.
A co do tych 28m to przy założeniu, że różnica prędkości między pojazdami wynosi 100km/h, więc trochę to jest demonizowanie tego hamowania silnikiem
Myślałem, że będzie tutaj omówiony wpływ hamowania silnikiem na jego żywotność. Jak we wszystkim potrzebny jest umiar. Osobiście rzadziej hamuję silnikiem, jednak robię to mając w najbliższych set metrach znak stop lub czerwone światło. Jeśli mam z tyłu auto to delikatnie naciskam hamulec – by się zapaliło światło stop (widzę je we wstecznym lusterku więc mam łatwiej 😉 )
Ja generalnie nie hamuję ruchu wiec takie cuda robię tylko przy pustych drogach 😉
Ja wiem, że w poradnikach radzą delikatne naciśnięcie hamulca w hamowaniu silnikiem, jednak w praktyce prawie nikt tego nie robi – dlaczego – zerknij na komentarz, który puściłem jednocześnie.
Niestety tzw. eco-driving jako idea to jest zasadniczo wielkie szkodnictwo – tak samo jak promowanie systemów START-STOP np. w Dieslu. Finalnie płaci się za to dużo, nie tylko $ ale i bezpieczeństwem.
Chcesz być eco-driverem? Przesiądź się lepiej na rower albo do komunikacji miejskiej 😉 Albo plecak, muzyka na uszy, butelka wody i…. z buta do centrum. Jak masz czas.
W mojej perspektywie bardziej w centrum jest już tylko Pałac Kultury i Nauki więc zazwyczaj zasuwam z buta 😉 dzisiaj na spotkanie śmignę metrem, bo o ile czas podobny to nie muszę szukać miejsca do zaparkowania 😉
O jakim hamowaniu autor mówi? Bo jeśli ma na myśli toczenie się na biegu z 2-3 tys obrotów bo nie jest żadne hamowanie – prędkość spada bardzo powoli ( sam czuję różnicę jak jadę cięższym i nowszym samochodem – dłużej się toczy ) więc światło stopu nie jest potrzebne. W hybrydach hamowanie silnikiem jest trochę mocniejsze i komputer wie o tym i włącza światło stopu. W zwykłych samochodach nie ma to żadnego wpływu na bezpieczeństwo, chyba że wrzuciłbyś 2 przy 80km/h ;).
Z tego co słyszałem jedyna sytuacja kiedy trzeba się powstrzymać od hamowania silnikiem to oblodzony zakręt – wtedy hamowanie tylko przednimi kołami może wywołać nadsterowność.
Daj spokój, kto z Czytelników zaglądających na blog „oszczędzanie” jeździ drogą hybrydą?
Mam na myśli jakiekolwiek hamowanie silnikiem w ruchu w Polsce dające efekt zauważalnego zwolnienia. Od hamowania jest hamulec. Od napędu auta jest silnik. Elementarz.
Ze światłem stop jest sprzężony hamulec. Hamowanie silnikiem, nawet przyhamowywanie, przyczynia się do pogorszenia bezpieczeństwa, bo w 99% aut nie daje załączenia STOP.
Na nauce jazdy mi mówili ze nie powinno się toczyć na luzie bo wtedy nie można szybko zareagować kiedy będzie trzeba nagle przyspieszyć – to też jest pogorszenie bezpieczeństwa.
Według mnie zdjęcie nogi z gazu jadąc na biegu nie powinno się nazywać hamowanie – samochód wtedy minimalnie wytraca prędkość. Jeśli ma to dać efekt zauważalnego zwolnienia to może da na dystansie np 200m. Nawet jeśli kierowca samochodu za mną nie zauważy w pierwszej chwili to różnicę prędkości nadrobi w sekundę pedałem hamulca, bo on jest 10x wydajniejszy niż hamowanie silnikiem.
W dodatku „hamowanie” silnikiem nie odbywa się bez powodu – zwykle przed światłami które widzi też kierowca za mną i sam wie że musi zacząć zwalniać.
hamujesz zdejmując nogę z gazu i naciskając nią pedał hamulca, biegi natomiast redukujesz płynnie, w miarę potrzeb
zmiana biegów podczas normalnego procesu zwalniania, hamowania-dojazdu do skrzyżowania czy parkingu, itp to nie jest klasyczne „hamowanie silnikiem”
Od pewnego czasu chodzi mi po głowie hybryda do miasta, właśnie celem oszczędności 😉 Ale chyba jednak stanie na porządnym V6/V8 😉
u mnie jeździ jak na tak małe miasto dużo hybryd, są prawdziwym utrapieniem, są przy pewnych prędkościach tak ciche, że w ruchu miejskim ich nie słychać – łatwo może ci się napatoczyć pieszy, który cię nie usłyszy, co się zdarzyło ostatnio np. z firmową hybrydą znajomego
Wielokrotnie i na wielu tys km w trasie sprawdzałem hamowanie silnikiem i zawsze wychodziło większe spalanie jak normalnie.
Mało kto też rozróżnia że hamowanie silnikiem w piżdziku benzynowym 1.1l jest nieskuteczne a i tak tak robią bo ktoś im powiedział że paliwa nie zużywają.
Nikt się nie zastanowi ile pobiera silnik przy 900rpm a ile przy 3000rpm bo odcinanie paliwa jest mitem.
Niech ktoś w końcu udowodni że auto przy hamowaniu silnikiem nadal podaje paliwo na tłoki dokładnie tyle samo co na postoju tyle że z większą częstotliwością zależną od rpm a nie podaje tylko jak się je zgasi.
Poruszył bym też temat świateł dziennych, przez które w nocy wielokrotnie widzę jak ludzie jadą bez świateł tylnych a ostatnio też we mgle. Ważne że z przodu świeci, oszczędzają tylne żarówki. Światła do jazdy we mgle to już całkiem nieznany temat dla 99,9% Januszów. Pieszy bąka puści Janusz mgiełkę widzi i „światła przeciw mgielne” zapali, może uchronią go przed złym czarem w powietrzu.
Nie mówiąc o zużyciu samochodu. Spójrzmy prawdzie w oczy. Silnik pracuje na obrotach czyli wał panewki półpanewki wałki rozrządu pierścienie tuleje cylindrów zawory prowadnice zaworowe sprzęgło skrzynia przeguby i cała reszta pracuje setki tysięcy razy pod niepotrzebnym obciazeniem- myślicie dobrzy ludzie ze tak oszczędzacie…pff jeżdżę zawodowo i co innego stromy zjazd z ładunkiem a co innego osobówka. Dla przykładu podam że silnik w starszych skrzyniach automatycznych przechodził nie raz dwa razy ten z manualną i to nie tylko za sprawą poślizgu na skrzyni ale również dzięki temu że przy normalnej miejskiej jeździe nie hamował silnikiem.
W mieście można sobie odpuścić hamowanie silnikiem . Poza terenem zabudowanym jeżeli prędkości nie są duże też. Ale jest jedna sytuacja w której bezwzględnie należy hamować silnikiem i nie ma tutaj żadnych odstępstw mianowicie warunki górskie!!! W nowszych wozach auta mają hamulce z większym zapasem są 4 tarcze świeży płyn hamulcowy. Ale w starszych autach można załatwić hamulce zjeżdżając z górki na luzie im większe pochylenie tym niższy bieg powinien być zapięty szczególnie jak mamy auto max obciążone 4 pasażerów ,pełno paliwa walizki w bagażniku i może jeszcze box dachowy . Brak hamowania silnikiem był przyczyną niejednego wypadku w górach najbardziej głośnym wypadkiem był wypadek autobusu pod Grenoble młody niedoświadczony kierowca nie zachował podstawowej zasady hamowanie silnikiem oraz retarderem (to dodatkowy zwalniacz w ciężkich pojazdach nie połączony ani z silnikiem ani z głównymi hamulcami) gdyby hamował i jednym i drugim w życiu by nie zarżnął hamulców. Jasne auto to nie 20 tonowy autobus ale ta zasada również w samochodach obowiązuje . Mało kierowców zdaje też sobie sprawę,że płyn hamulcowy też trzeba zmieniać oraz przewody z czasem temp wrzenia płynu spada.
Zgadzam się, jo bardzo cenna uwaga, jednak piszę o typowych polskich warunkach, szczególnie miejskich.
Wyhamować silnikiem można naprawdę skutecznie i sprawnie. Problem w tym, że w 99% aut nie zapali się światło stop.
95% osób hamujących silnikiem nie naciśnie jednocześnie lekko hamulca – by dać sygnał tym z tyłu.
Po miejskiej obwodnicy mknie się oficjalnie w dużym zagęszczeniu ruchu 70km/h, jedna sekunda, o ile dobrze liczę w pamięci na szybko to coś koło 20m odległości, w praktyce sznur samochodów jedzie szybciej.
Dzwony to codzienność, bo jakiś „młody-wykształcony-z-wielkich-miast” bawi się w Eco-jazdę kosztem bezpieczeństwa. Gazeta Ważna napisała przecież, że eco-driving jest modny.
Przesadzasz w drugą stronę. Hamowanie silnikiem ma to do siebie, że jest bardzo delikatne, wyhamowanie z 100 do zera samym silnikiem wymaga setek metrów, ciężko mi wyobrazić sobie sytuację w której można tak delikatnym hamowaniem stworzyć zagrożenie o ile kierowca za mną trzyma jakikolwiek odstęp. Hamowanie silnikiem samo w sobie nie oszczędza jakiś znaczących ilości paliwa, ale oszczędza hamulce, a przede wszystkim wymusza możliwie płynną i przewidującą jazdę.
To teoria. W praktyce jakiekolwiek przyhamowanie powinno pociągać za sobą sygnalizację STOP. Prawie nikt tego nie robi – potem jest wielki płacz i zgrzyt, bo ktoś przemęczony z tyłu zrobił dzwona.
Dlaczego „płacz i zgrzyt”?
Ów „przemęczony” ma zapewne ubezpieczenie OC więc co najwyżej straci zniżki. I jak n e ma AC to pieniędzy na klepanie i szpachlowanie swojej „super maszyny”…
No a jak się jeszcze ma w swoim samochodzie hak to tym bardziej bez problemu.
Większość „dzwonów” kończy się tylko na haku…
dobry pomysł… hak
Moj instruktor wbijal mi 30 lat temu : noga na gazie lub na hamulcu. Nie ma innej opcji. To rozwiazuje problem swiatla, Po drugie: jesli z jakiegos powodu zgasnie silnik to pozegnaj sie ze wspomaganiem hamulcow i ukladu kierowniczego. i to jest najwazniejsze.
bardzo mądry instruktor
Dzwonów w ostatnim czasie jest co niemiara zarówno w Pl jak i nawet w moim mieście . Ludzie jeżdżą bez mózgu . Wczoraj mi się ciśnienie podniosło jak jakiś pacan bo inaczej się nie da powiedzieć wyprzedzał na pasach w mieście z dużą prędkością do tego droga była lekko oblodzona i widoczność nienajlepsza. Tutaj dochodzimy do czynnika ludzkiego w tak paskudne dni mamy gorszą koncentracje ale to nie jest wytłumaczenie na tak groźne zachowania jak wyprzedzanie na pasach po prostu zwykłe buractwo większości kierowców wydaje się ,że są mistrzami kierownicy zero jakiejś pokory do swoich umiejętności stan techniczny niektórych pojazdów też dokłada swoją cegiełkę . Potrzebne są gruntowne ale to takie totalnie gruntowne zmiany w systemie szkolenia kierowców. Przepisy są już wystarczająco ostre więc dalsze zaostrzanie to tak średnio ewentualnie w dalszej kolejności .
To jest tak. Wszyscy tutaj, na FB i na forach piszą, że eko-jazda, że każdy z nich to mistrz kierownicy, że umiejętnie hamują silnikiem itp. Wg mnie 90% dyskutantów koloryzuje i podkręca swoje umiejętności na potrzeby tej dyskusji.
W praktyce większość jeździ na pamięć i na autopilocie. Taki korpo-człowiek jadący z Wrocławia, gdzie w biurowcu robił 2h nadgodzin, bo marzy o awansie, wcześniej jeszcze 2h jechał z Lubina do pracy i teraz wraca… to jest 13-14 godzina aktywności i nie ma bata – jedzie taki „na autopilocie” na zmęczeniu i jeśli ma ten pseudo-oszczędnościowy „nawyk” hamowania silnikiem to na bank będzie robił to źle, albo zrobi dzwona innemu delikwentowi takiemu jak on.
Nie ma siły, eko-jazda to teoria. Tak samo jak START-STOP, że jest rzekomo oszczędny, Bzdura, nic nie dobija auta tak, jak częste gaszenie i dopalanie silnika, szczególnie Diesla.
Ja nie jestem jakimś zwolennikiem eko jazdy chociaż niektóre elementy eko jazdy można stosować np jazda autostradą z nieco mniejszą prędkością . Start -Stop to jest katastrofa dla silników gaszenie niedogrzanego diesla i odpalanie co chwilę to głupota w najczystszej postaci do tego potrzebne są też droższe aku bo zwykłe by padały co miesiąc.
Zmęczenie to jest istotny problem ale to nie może usprawiedliwiać chamskich bardzo niebezpiecznych manewrów i dziwnych niezrozumiałych zachowań za kółkiem. Wczoraj w mojej okolicy było jedno dachowanie w miejscu gdzie jest ograniczenie do 50 km,h dachowało stare BMW nawet jakby jechał 70 km,h to tak by nie poleciał oraz w drugim kierunku aż dwa auta wjechały w balustrady w miejscu gdzie jest budowany obiekt inżynieryjny na S5 to drugie to typowy przykład jazdy na pamięć bo zmieniło się oznakowanie i doszedł zakręt związany z budową.
Hamuję silnikiem z delikatnym naciśnięciem hamulca lub… włączeniem przycisku zapalającego światła „stop”. No chyba, że mam za plecami jakiegoś „inteligentnego inaczej”, który siedzi mi na zderzaku. W tej sytuacji włączam tylko światła „stop” 🙂
No aż musiałem sprawdzić jak to jest z tym „hamowaniem silnikiem”…
Moja cytrynka (1700 kg wraz ze mną, paliwem i odrobiną „przydasiów”, silnik 3.0) została rozpędzona do 100 km/h i silnikiem „zgubiła” szybkość do 70 km/h na odcinku 450m.
Wydaje mi się, że na takim odcinku średnio rozgarnięty kierowca wychwyci, że auto przed nim zwalnia…
Swoją drogą ciekaw jestem, jak wyglądaja statystyki „dzwonów”…
Uważam, ze zdecydowana wiekszosć tych zdarzeń wiąże się z niezachowaniem odległości i gwałtownym hamowaniem samochodu poprzedzajacego, a nie łagodnym „hamowaniem silnikiem”.
w gęstym ruchu miejskim, przy mniejszych prędkościach, ze zmęczonymi kierowcami za tobą może być problem
Dlatego przede wszytkim należy używać mózgu…
Są sytuacje gdzie mozna bezpiecznie hamować silnikiem, są takie w których dużo ryzykujemy. I swoje postępowanie należy dostosowywać do okoliczności.
Zmęczenie za kółkiem to jest nawet materiał na oddzielny wpis ciekawe jak wyglądają statystyki do ilu wypadków przyczyniło się zmęczenie zarówno kierowców amatorów jak i zawodowców. ( W przypadku zawodowców nawet przestrzeganie czasu pracy ale wykorzystywanie go całego nie gwarantuje ,że kierowcy są wypoczęci bo tych godzin legalnych godzin jest naprawdę sporo)
ależ ja się w 100% zgadzam z powyższym, popieram, autentycznie
w idealnej rzeczywistości ten artykuł nie miałby sensu
problem w tym, że w tej rzeczywistości nie żyjemy a teoria jest odległa od praktyki
Hamowanie silnikiem było jest i będzie dobre dla auta, (…). Po pierwsze nie trzeba redukować biegów od 6 do 1 żeby hamować silnikiem bo wystarczy z reguły zwykłe puszczenie gazu żeby silnik zaczął zmniejszać prędkość auta. Po 2 oczywiste dla każdego kto jeździ więcej niż w niedzielę jest zachowanie odstępu i nie siedzenie na dupie jak ma to w zwyczaju pokolenie gim-bazy z BMW i innych parchów, redukcja biegów jest oczywistym zachowaniem właśnie ze względów bezpieczeństwa dla zachowania momentu obrotowego do samego końca. Od niedawna ( 1 roku ) jeżdżę automatem więc „redukuję się samo” i co dziwne tak zaprojektował to producent i auto wyhamowuje silnikiem więc jak niby może szkodzić silnikowi ?
edytuję komentarz, pilnuj się w porównaniach, których używasz, na tym blogu odnosimy się do siebie z szacunkiem, albo w ogóle
Dobrze że wspomniałeś i jeździe automatem, bo ja – co dziwne gdyz od lat jeżdzę – zupełnie do tego nie nawiązałem.
Tak, przy automacie nie da sie nie hamować silnikiem (tzn. na upartego, da sie wrzucić „na luz”, ale z dużą szkodą dla skrzyni biegów).
Od 1993 jeżdżę automatem, i owszem, da się hamować silnikiem, chyba, że to bardzo podstawowy automat z trzybiegową skrzynią i brakiem trybu „manualnego”. W obecnym aucie zawsze hamuję silnikiem przy np. zjazdach z autostrady, a automat jest na tyle inteligentny, że po zredukowaniu po kolei biegów z siódmego na drugi i zatrzymaniu się sam przełącza się ponownie na tryb automatyczny z manualnego.
A autor artykułu to niestety niedzielny kierowca. Przejechałem już w życiu prawie 2 miliony kilometrów i nigdy nie spowodowałem wypadku ani nie uszkodziłem niczego, mimo, że hamuję silnikiem bardzo często. Za to klocki wymieniam po 60-80 tysiącach, a nie po 10-20 tysiącach, jak miłośnicy wciskania hamulca.
Pomijam już w tym momencie fakt, że znacznie więcej idzie zaoszczędzić, wyrzucając na luz i w podobnym tempie dojechać do skrzyżowania niż palić benzynę do ostatnich metrów, a potem zdjąć pedał z gazu, albo co gorsza – zredukować bieg, bo takich asów też znam. I redukują od 4 biegu, czyli 4, 3, potem 2 i dopiero wysprzęglenie i hamulec. Szkoda gadać.
Po przeczytaniu artykułu i komentarzy nasuwa się wniosek oczywisty: hamowanie silnikiem nie jest … cdn
No i nie jeździj nigdy we mgle!