Ostatnio sobie z kolegą Boguszem (blog http://www.prywatnyinvestor.com/) rozmawiałem o kwestii długoterminowego wynajmu samochodu. Sprawa na pierwszy rzut oka wygląda ciekawie. Bierzesz nowe auto z salonu, pachnące jeszcze fabryką, podpisujesz umowę i cieszysz się nowym autem w zamian za miesięczny czynsz, interesuje cię jedynie dolewanie paliwa i płynu do spryskiwaczy. Po 2, 3 czy 4 latach, w zależności od umowy, wymieniasz wynajmowane auto na nowe. Oferty najmu zaczynają się już od kilkuset zł za popularne małe auta.
Taki system wygląda super! Czyż wielu z nas nie marzy o nowym aucie, użytkowanym bezstresowo i bezproblemowo za relatywnie znośny miesięczny czynsz, zamiast wiecznie użerać się z mechanikami, awariami, dodatkowymi kosztami, itp.? Owszem, to wygląda fajnie, jednak im dalej zagłębiasz się w gąszcz paragrafów umowy i dowiadujesz się, co znaczą kolejne gwiazdki, tym bardziej mina rzednie.
Skąd wiem? Około rok temu zacząłem poszukiwania samochodu i także rozpatrywałem oferty w tym systemie.
Nie oznacza to oczywiście, że te oferty są bez sensu – oznacza to jedynie, że trzeba popatrzyć na nie bardzo realistycznie. Tymczasem zerknijmy na możliwe gwiazdki i warunki.
Limit przejechanych kilometrów – to jest pierwsza rzecz, którą trzeba sobie zaplanować w wynajmowanym aucie. Cena najmu długoterminowego zależy od tej wartości. Czy jesteś w stanie przewidzieć ile tys. kilometrów rocznie będzie ci potrzebne np. za 2-3 lata? Ja nie jestem. Co bowiem będzie jak firma mi się rozwinie w kierunku, którego nie przewidywałem pół roku wcześniej? W przypadku przekroczenia limitu, za co się konkretnie płaci, wychodzi na to, że i tak muszę posiadać drugie auto (np. starsze, używane) w razie czego.
Ubezpieczenie i koszta dodatkowe – w ofercie widniejącej w folderze reklamowym na początku tego nie widzisz, jednak po przeanalizowaniu gwiazdek okazuje się, że do czynszu musisz doliczyć ubezpieczenie, a zdarza się, że kilka innych dopłat. Niby nic nadzwyczajnego, kiedy kupujesz nowy samochód – też ponosisz te koszty – tylko przecież ofertą zainteresowałeś/aś się po zobaczeniu świetnej reklamy mówiącej np. o 799 zł miesięcznie? Nieprawdaż? Tutaj jednak okazuje się, że wychodzi już tysiąc kilkaset zł.
Duża wpłata startowa – nawet jeśli bez doliczania poprzednio wymienionych gwiazdek i dopłat chcemy utrzymać bazowy czynsz poniżej tysiąca zł, okazuje się, że na początku musimy wydać przynajmniej kilka tysięcy zł (a nawet o rząd wielkości więcej) na opłatę startową. No jak to tak? Przecież to miał być tani wynajem… tutaj handlowiec jednak tłumaczy przekonująco… Panie…
Ta oferta to po prostu leasing, tylko kalkulowany inaczej – i tak jak w leasingu ktoś musi ponieść wysokie koszta początkowej utraty wartości nowego auta przez te 2-4 lata, marże firmy leasingującej/wypożyczającej, realne odsetki bankowe, koszt obsługi, serwisu, części eksploatacyjnych i tą osobą z dużą skarbonką jesteś właśnie Ty. Nie ma cudów. Oferta najmu długoterminowego nie różni się znacznie od oferty leasingowej z wysoką kwotą odkupu używanego auta.
Nie możesz zrezygnować z tej umowy – albo rezygnacja łączy się z wysokimi karami. Nie ma tutaj zbyt dużej elastyczności. Dlatego wydaje mi się, że ta oferta nie jest dobra dla osoby fizycznej, a bardziej nadaje się dla firm. Nie ma to wielkiego sensu dla osoby fizycznej, która nie może sobie odliczyć kosztów wynajmu od podstawy opodatkowania, nie mówiąc o odliczeniu VAT.
Za koszta poniesione przez 3-4 lata najmu długoterminowego nowego samochodu możesz kupić używane auto, nieco starsze, ale nawet o 1 klasę wyżej. Oczywiście tu zaczyna się już zabawa pt. używany samochód i przygody z tym związane, w tym strata czasu u mechaników (być może), częstsze awarie oraz koszta-niespodzianki. Jednakże po tych 3-4 latach użytkowania używanego auta możesz je sprzedać i odzyskać sporo gotówki. W przypadku kupna używki, kwotowo, największy spadek wartości mamy i tak już za sobą. W razie opcji długoterminowego najmu auta – nie zostanie ci nic po okresie najmu. Figa z makiem. Pojeździłeś, było fajnie, do widzenia.
Dlatego rok temu zdecydowałem się kupić raczej używane auto wyższej klasy za gotówkę, niż tracić tę samą kwotę na wynajem długoterminowy.
Jednak ta oferta ma w niektórych przypadkach sens i wciąż ją rozpatruję na przyszłość. Musi być tu jednak spełnione kilka warunków w kolejnych latach.
– staję się coraz zapracowanym specjalistą i każda godzina mojego czasu jest na wagę złota (dosłownie), nie chcę zajmować się czymkolwiek związanym z autem i o tym w ogóle myśleć poza tankowaniem paliwa, czyli staje się de facto wzorcowym klientem na ofertę najmu,
– moja firma posiada rezerwy, dość solidne obroty, przy których czynsz najmu to pikuś i te obroty stale rosną, czynsz najmu auta jest mało odczuwalny, także mogę trochę tu odpuścić oszczędności
– auto jest oczywiście wzięte na firmę o preferowanej formie Spółki z o.o., dokonuję pełnych odliczeń kosztu i podatku VAT od czynszu,
– zmieniają się unijne-krajowe przepisy ekologiczne, stawki podatków, ubezpieczeń, koszty przeglądów, itp. które czynią posiadanie starszego, używanego auta coraz mniej opłacalnym i jednocześnie uciążliwym (np. zakaz wjazdu co centrum pobliskiego dużego miasta moim starym dieslem).
Tak. Po spełnieniu przynajmniej 3 pierwszych warunków podpiszę umowę najmu.
P.S. Napisz co o tym myślisz. Zdaję sobie sprawę, że we wpisie brakuje konkretnych kalkulacji dla danych aut – one zostaną dodane w komentarzach później, ponieważ nie mam najbardziej aktualnych ofert, a jedynie te starsze w archiwach korespondencji z leasingodawcami. Jeśli masz ochotę możesz podzielić się swoimi aktualnymi wyliczeniami.
Haha, też zobaczyłem reklamę. Wow, super. A okazało się, że dochodzi ubezpieczenie i inne koszty i całość jest zupełnie nie opłacalna. W moim wypadku bardziej opłaci się leasing i tutaj wybrałbym auto używane 🙂
Powiem Ci tak, zawsze bardziej niż leasing/wynajem opłaci się dla firmy kupno auta używanego, albo nowego, lecz o klasę niższego niż pierwotnie planowano, za odlożoną gotówkę.
Można się wozić fiatem, a można leksusem czy audi – wszystko zależy od tego, czy ma to przełożenie na korzyści związane z reprezentacją i wizerunkiem, czy trzeba po prostu dowieść towar do odbiorcy i odhaczyć pozycję na liście.
Jakąś opcją jest leasingowanie używanego auta, ale zauważ, w zasadzie by dostać leasing – musisz księgowo udowodnić, że nie jest on ci tak naprawdę potrzebny (bo masz zyski).
„Wszystko jest w naszych głowach”
chcę powiedzieć to, że w małym biznesie (czy w życiu prywatnym) często opłaca się zrobić robotę samemu niż zlecać pośrednikom
„udzielić sobie samemu pożyczki na samochód firmowy” – wtedy de facto zgarniesz super odsetki od ew. udzielonego kredytu/leasingu + marże pośredników
pomalować samemu ścianę, zamiast zlecać to „fachowcom”
Ja osobiście jak przejrzałem pobieżnie oferty (już po kupieniu auta za gotówkę) to znalazłem firmy gdzie podana na stronie cena dotyczyła auta z oponami sezonowymi, serwisem i ubezpieczeniem przy limicie 20k rocznie.
I moje ogólne wyliczenia wyglądały tak:
mam np 100k PLN. Mogę kupić nowego Peugota 508 lub Mondeo w ubogiej wersji. Mogę kupić 4-letnie Audi A6, BMW 5, Mazdę 6, Volvo XC 60.
Z tej drugiej listy wszystkie auta mam też dostępne w najmie, który przez cztery lata będize mnie właśnie kosztował ~100k PLN.
Po 4 latach swoje używane auto mogę sprzedać – dostanę za nie +/- 50% tego co wydałam czyli 50k PLN. Co oznacza stratę 50k.
Dalej: ubezpieczenie auta to wydatek ~2,5k PLN (w tej chwili tyle płacę za używane auto) rocznie. Daje nam to przez 4 lata 10k.
Komplet opon letnich i zimowych (załóżmy że te co będą to się zużyją) to 5k.
Przeglądy i olej z filtrami to +/- 1250 zł rocznie. Kolejne 5k przez 4 lata.
Czyli już doszedłem do „straty” 70k. A gdzie jakakolwiek wymiana hamulców? W moim obecnym aucie to jakieś 2k. Gdzie serwis klimatyzacji? Kolejne 2k się uzbiera przez te 4 lata. Do tego każda naprawa, awaria czy choćby wymiana rozrządu, świec podnosi rachunek i naszą realną stratę.
I dlatego uważam, że najem jest do rozważenia, pod warunkiem, że podejdziemy do tego z kalkulatorem i jesteśmy gotowi poświęcić +/- 20% za fakt jeżdżenia autem klasy wyższej lub np większym. To oczywiście wyliczenia bardzo ogólne i pobieżne, jednak chciałem pokazać skalę.
Ale na ile cię znam, to limit 20k rocznie u ciebie to chyba za mało? No chyba, że większość dalekich tras pokonasz pociągiem, ale już np. 1-2 wyjazdy w Europie wypsztykają ci nieźle kilometrówkę. Finalnie będziesz albo 'dokupywał kilometry’ albo oszczędzał przebieg.
Ten limit to jest problem, możesz przewidzieć swoje potrzeby za 2 lata?
Doszedłem, jak zsumowałem Twoje składniki do 74000 straty i wydatków. Do przebiegu całkowitego 80000 km przez 4 lata nie powinno być poważniejszych awarii.
Jesteś w plecy 26 tysięcy zł, czyli na pewno powyżej 25%.
Jeśli weźmiesz nowy samochód, do 80000 km przebiegu przez 4 lata raczej nie dojdzie koszt wymiany opon na nowe. Czyli jesteś w plecy już 31 tysięcy zł.
Auto nowe też ma gwarancję, zauważ coraz więcej firm dale kilka lat gwarancji lub ok 100tys. km. Z resztą auta używane też są często sprzedawane z gwarancją. To powiedzmy ogranicza potencjalne straty.
Gwarancja na auta używane często jest na 3-6 miesięcy. Czasem wystarcza, czasem nie 😉
Co do limitu km to fakt, robię obecnie koło 25k rocznie. Z czego już nie planuję dalszych podróży po Europie (teraz tylko kraje ościenne, reszta za duży czas przejazdu) samochodem, a i km mi spadają bo w sezonie letnim coraz mniej auta używam na rzecz rowerów miejskich. Ile w tym roku zrobię km to nie wiem, bo zmieniałem auto więc ciężko określić, od czerwca zrobiłem 16k, ale w tym jest ponad 4k na Chorwację co się nie powtórzy.
26 tyś to 26%, z czego przy 80k już masz koszt wymiany oleju w skrzyni i hamulce też z raz zrobisz. Opony z przebiegiem 40k km powinny jeszcze dawać radę, choć zależy jakie będą – kiedyś kupiłem felgi z oponami Diamond Back to wymieniałem je po jednym sezonie 😉 Druga sprawa że jak kupisz auto w salonie to nie zawsze jest promocja że zimówki dają gratis więc 2,5k licz na zimówki (17-18″).
Kupienie używanego auta z przebiegiem 80k brzmi nieźle, ale jeśli rozrząd nie jest na łańcuchu to i tak go wymienisz – czyli koszt…
Jak mówię: kwestia dokładnego policzenia. Bardzo dokładnego. I pytania: na ile cenisz swój komfort, czas i wiele innych kwestii. 25 czy nawet 30k na 4 lata za auto klasę wyżej lub np większe czy wygodniejsze to nie wiem czy jest taki duży koszt. Ale jak piszesz – na ile chcesz się bawić z mechanikami.
ok czyli ty szacujesz stratę na najmie 20%, ja trochę wyżej bo ok 25% przy aucie nowym
dlatego nieubłaganie dojdziemy do moich wniosków z końca wpisu, 3-4 warunki, dopiero wtedy się opłaci najem
Ludzie! Nowe opony kosztują 200-300zł x 8 – 2.4K zamiast 5k – podobnie mogę doprecyzować pozostałe podane koszty. Naprawy za kilkanaście tysięcy w aucie pokonującym 20k km / rok? szokujące. Jaki to samochód zamierzacie kupić, który tyle się psuje?
Kalkulacje mocno wg mnie naciągane. Leasing/najmem auta może się opłacać tylko firmie bo ta ponosi też koszt nieaktywności pracownika, któremu płaci wynagrodzenie niezależnie od tego czy stoi czy jedzie.
Nie wiem na ile się Kolega odniesie do polemiki, ze swojej strony dodam, że w SUVie wszystko jest niestety droższe.
Jeśli przeczytałeś art. do końca – dokładnie piszę – najem opłaca się tylko jak masz firmę.
200-300 zł za sensowne opony w rozmiarze 17-18 cali?! Na takich się poruszam od paru lat i chciałbym żeby były takie ceny… Napraw żadnych nie zakładałem tylko koszty wymiany elementów eksploatacyjnych i ewentualnie rozrządu w przypadku auta używanego, które nie ma łańcucha.
Awarie się mogą zdarzyć zawsze. Któregoś razu padł mi w Peugeot 407 wentylator. Bez powodu. Przebieg auta poniżej 200k km, 7 letni samochód. Naprawa zdaje się 1600 w ASO.