Jako autor nie tylko koncentruję się na prowadzeniu własnych blogów, ale także zaglądam na inne blogi finansowe. Są w nich rzeczy, które mi się podobają, jednak często znajduję na nich rzeczy, które o ile nie sprawiają, że nie kontynuuję lektury, to raczej nie zaglądam często na takie blogi.
Co należy do takich czynników negatywnych?
Na początek wyskakujące przy wejściu na bloga okienko Facebooka lub newslettera. Rozumiem, że niektórzy autorzy zapalczywie „łapią dusze” na Facebooku, ponieważ nawet mimo tego, że zasięgi facebookowe są dramatycznie poobcinane, liczba fanów jest jakimś wyznacznikiem pozycji i prestiżu bloga, co może mieć wpływ na rozmowy ze sponsorami, jednak taki boks przesłaniający mi treść sprawia, że w połowie przypadków odpuszczam, nawet jeśli linkowany materiał wydaje się ciekawy.
Newsletter jest bardzo dobry dla bloga, nie da się ukryć, jednak zdecydowanie wolę gustowne okienko w bocznym panelu, zamiast wyskakującego na wejściu dominującego elementu. Nagabywanie do zapisania się na newsletter ma w moim przypadku charakter odwrotny.
Do kolejnych czynników negatywnych należy wizualne zaśmiecenie bloga. Nie jest to dla mnie czynnik blokujący, ale nadmiar opcji, linków, boksów, poleceń, zachęt do kupna e-booków autorów zniechęca mnie. Nie jestem tutaj sam ideałem, bo w różnych okresach sam nie mogłem się zdecydować, które opcje pokazać, które usunąć, jednak zdecydowanie chcę iść ku prostszej „wizualnie” linii bloga i koncentrować się na treści.
Nie za bardzo trawię blogi, gdzie właściwie jedyną i dominującą tematyką są posty reklamujące kolejne konta, bonusy i lokaty. Co prawda to pewien „mus” na blogu finansowym, który daje autorowi dodatkowe profity. Jednak lubię, kiedy te wpisy reklamowe są jednak przeplatane wpisami niekomercyjnymi, co staram się sam stosować.
Autorzy blogów finansowych uwielbiają kręcić się wokoło własnego ego, zakochują się we własnych blogach, parametrach odwiedzin oraz własnej karierze blogera. O ile czasem, powiedzmy raz na rok, pół roku, można znieść jakiś post pod tytułem „Jakim jestem wspaniałym blogerem, w tym miesiącu napisałem X postów i odwiedziło mnie YZ tysięcy ludzi…” to takie posty nic nie wnoszą do tematu i nic mi, jako czytelnikowi nie dają. Jeśli przypadkiem w archiwum zdarzy mi się taki post własnego autorstwa, gdzie z perspektywy czasu widzę, że za bardzo stroszyłem pióra – kasuję go bezpowrotnie.
Wreszcie, nie lubię bufonów którzy przy pierwszym kontakcie, szczególnie jako debiutanci, są bardzo mili, skorzy do „współpracy”, kontaktu, wymiany i zostawiania linków, jednak z czasem, zwłaszcza kiedy „obrosną w pióra”, lubią zapominać o zaciągniętych koleżeńskich zobowiązaniach, złożonych deklaracjach… i pokazują prawdziwe oblicze. Jednak to jest zupełnie tak samo jak „w życiu”. Mam przede wszystkim nadzieję, że sam uniknę stania się takim zadufanym w sobie, nadętym blogerem, pamiętając, że w tym wszystkim nie chodzi tylko o pieniądze i autopromocję, ale przede wszystkim o jakąś satysfakcję z blogowania. Wiem o czym mówię, bo jestem prawdopodobnie najstarszym stażem, aktywnym blogerem oszczędnościowym w Polsce (z blogiem Racjonalne Oszczędzanie, rozpoczętym na początku roku 2011) i niejedną historię mam za sobą.

Wejście na Twój blog nie powinno być niczym przesłonięte! Wywal blokujące je elementy!
Tymczasem czas skończyć ten wpis, który mam nadzieję, skłoni niektórych do jakiejś refleksji i wrócić do pracy 😉
Pozdrawiam Czytelników oraz Blogerów/Blogerki 😉
Cześć, bardzo fajny blog! Co do samego wpisu to chyba w polskiej blogosferze nie jest jeszcze tak źle z wyskakującymi okienkami. Ja na wszelkiego rodzaju pełnoekranowe zapisy na newsletter natykam się zwłaszcza na blogach zagranicznych wyszukanych przy okazji w Google. Chociaż to może też kwestia tego, że jeżeli coś mnie atakuje to tego nie czytam 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
o właśnie, wchodzę sobie na Twój blog i już widzę miejsce, do którego chce się zaglądać – dobra równowaga między komercją a blogowaniem, czysty, miły w odbiorze theme, zero nachalności, o to chodziło
U mnie widget facebooka wyskakuje dopiero po 70 sekundach i to danemu użytkownikowi raz na tydzień. Co do notek, to trzeba pamiętać, że czytelnicy nie są głupi i w końcu wartościowa treść zwycięża. We wszystkim trzeba mieć umiar:)
To także jest jakieś rozwiązanie, mimo wszystko w dobie słabych zasięgów Facebooka uznałem cenę, którą trzeba zapłacić (mianowicie przeszkadzanie w odbiorze treści) za zbyt wysoką. Poza tym sam jako czytelnik tego nie lubię.
Aha, ty masz blogi głównie skoncentrowane na lokatach, ale ja lubię – jako czytelnik – przede wszystkim przemyślenia nie związane bezpośrednio z lokatami. Np. ten http://oszczedzanie-pieniedzy.pl/jak-dbac-o-samochod-w-zimie/
Dodajmy do tego że chyba wszyscy blogerzy finansowi są zachłanni i lecą na szybką kasę. Gdy promocja się kończy to nie raczą napisać artykułu przypominającego i instruującego jak skutecznie np. zamknąć rachunek bankowy. Działa to na niekorzyść samych blogerów bo w przyszłości czytelnik z niezlikwidowanym rachunkiem będzie traktowany jako aktualny klient więc nie otworzy nowego konta w promocji a tym samym bloger nie zarobi na poleceniu.
Ja co prawda polecam rachunki, ale nie robię tego dla „łowców promocji”, ale raczej dla klientów/czytelników, którzy np. akurat potrzebują nowego konta. Nie mam ciśnienia na łowców promocji bankowych. Z moich blogów mam raczej profity z innych postów sponsorowanych. W zupełności wystarczy na pokrycie kosztów tego hobby, choć z tym „leceniem na kasę” podsunąłeś mi dobrą myśl. Dam ogłoszenie o sprzedaż miejsca reklamowego na blogu.
Hej. Zgadzam się z Tobą. Dla mnie najlepszym przykładem blogera, który za bardzo obrósł w piórka jest *(cenzura)**** z ***(cenzura)*. Na początku wszystko OK ale jak teraz czytam jego wpisy w których co chwila do pożygania dziękuje i prosi o komentarze to aż mi nie dobrze. To się nazywa żebranie. Pozdrawiam, Piotr
cenzura w tekście to moja robota
tekst miał zainspirować do ewentualnej refleksji nad samym sobą – zwłaszcza, jeśli czyta mnie jakiś bloger/blogerka – ale na wyłapywanie „czarnych owiec” i pokazywanie palcem – nie mam ochoty
Wczoraj trafiłem na taki blog, gdzie nawet nie działało kliknięcie w znak X zamykający takie narzucone okno zapisania się do newslettera, to dopiero porażka…
no właśnie, to jest to, czego też właśnie nie cierpię – ogólnie ostatnio z blogiem idę w dość minimalistyczną stylistykę – jedynie treść i zdjęcia – na głównym blogu oszczedzanie.info.pl , który od jakiegoś czasu jest w gruntownej renowacji i wkrótce zastąpi niektóre moje poboczne adresy (w tym ten tutaj gdzie właśnie rozmawiamy) upraszczam wszystko, co tylko możliwe
Mnie najbardziej wkurzają te promocje bankowe. Ja rozumiem, że wszyscy chcą zarobić (jak jest dobra oferta i dostanę propozycje na wpis sponsorowany to się zdecyduję), ale bez przesady. Często korzystam z agregatorów i jak muszę się przebijać przez 20 postów o tej samej ofercie, a potem jeszcze 20 o następnej (i to na tych samych blogach) to nóż w kieszeni mi się otwiera… Niestety niektórzy chyba stracili z horyzontu prawdziwy cel blogowania – w efekcie w moich oczach bardzo tracą na wiarygodności.
Cóż Ci mogę powiedzieć.
Po pierwsze na blogach niespecjalizowanych tym temacie (np. moich) coraz mniej opłaca się reklamować lokaty, skoro robią to wszyscy. To się skończy.
Po pierwsze i pół (1a) ja staram się reklamować mniej lokat oraz przetykać te reklamy dużą ilością normalnych, „uczciwych wpisów”
Po drugie drastycznie ostatnimi czasy spada rentowność systemów reklamowych w Polsce. Duża podaż oraz AdBlock zbierają śmiertelnie żniwo wśród blogerów, nie dziw się, że agregatory zawalone są „czymkolwiek” co daje szansę na parę zł extra.