Niedziela rano to krytyczny czas dla wielu z nas. Ból życia po ciekawej sobocie jest nie do zniesienia dla niejednej osoby, ale czy tak być musi zawsze? W jednej ze znanych mi firm po tym jak przepita kadra managerska niemal rozniosła pewien hotel i narobiła wstydu, który chyba był inspiracją dla filmu „Spotkanie integracyjne” kategorycznie zakazano alkoholu na spotkaniach biznesowych w ilości większej niż 1 butelka wina na 2-3 osoby na cały wieczór pod rygorem zwolnienia dyscyplinarnego.
I działa… ludzie się spotykają, bawią, dyskutują, odbywają rozmowy biznesowe…
Jeden ze znajomych ostatnio wrócił ze spotkania branżowego, oczywiście z alkoholem bo w ilości 2 drinków od 18.00 do 24.00. Ludzie się bawili, tańczyli, rozmawiali o swoich sprawach.
Można? Można.
Pytanie czy warto?
Co daje ześwinienie się na imprezie biznesowej, co daje nabombanie się do wymiotów, co daje konanie w męczarniach dzień po?
O to chodzi, że nic.
Osobiście zatem powiedziałem NIE. Lubię dobre piwo, lubię kieliszek-dwa mocnego trunku. I to by było na tyle. Koniec i kropka, jeśli ktoś chce się ze mną spotkać pogadać o interesach – wie, że mam swój limit i go nie przekraczam.
W szerszym gronie na teksty: „Eeeee no…. ale ze mną to się nie napijesz?” nie reaguję. Z resztą jak wiecie, mam zawsze własne zdanie i robię tak, jak ja sam uważam, a nie jak ktoś powie, albo „bo wypada”…
….i tego samego Wam właśnie życzę.
Wyznaję tę samą zasadę. Wszystko jest dla ludzi, imprezy też, ale to ty musisz się czuć z tym dobrze.
otóż to